Site icon Ostatnia Tawerna

„Czerwień rubinu” – recenzja książki

Książka poruszająca motyw podróży w czasie nie jest niczym nowym. Od lat odbiorca może znaleźć na półkach księgarni powieści o śmiałkach decydujących się na skonstruowanie maszyny, dzięki której będą mogli wybrać się na wycieczkę do minionych czasów albo, w pewnych przypadkach, odkryć tajemnice przyszłości. Nie tylko pisarze umożliwiają czytelnikowi podróż do przeszłości, także twórcy filmów czy gier komputerowych robią wszystko, co w ich mocy, by oddać należyty hołd temu wątkowi przenoszenia się do minionych lat. Ludzie ci dwoją się i troją, by stworzyć jakąś ciekawą historię o wędrówkach w czasie. Ostatnio motyw ten można było zobaczyć nawet w piątej odsłonie Sharkando.

Niektóre pomysły dotyczące podróży w czasie są niezwykle interesujące, jak choćby ten w Powrocie do przeszłości, inne, wspomniane Sharknado, nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego. W obu tych przypadkach, jak i zresztą wielu innych, główny nacisk położono na technologię, dzięki której można przenieść się do innych wieków. Nie każdy może być jak Barry Allen i osiągnąć odpowiednią prędkość, by móc wykonać skok w czasie. A gdyby tak zrezygnować z maszyn, a przynajmniej nie czynić ich głównymi narzędziami umożliwiającymi podróż do przeszłości? Postawić na coś innego? Na przykład na odpowiedni gen, który mają tylko nieliczni? To dzięki niemu możliwe są podróże do innych czasów. Właśnie ten motyw wplotła do swojej serii Trylogia czasu Kerstin Gier.

Gwendolyn nigdy nie osiągnęła niczego specjalnego. Chodzi do szkoły, uczy się, ma wierną i oddaną przyjaciółkę, kochającą rodzicielkę i wspaniałe rodzeństwo. Nie może narzekać, bo posiada w swoim życiu osoby, na których może polegać, jednak zawsze była taka… zwyczajna. Nie to, co jej kuzynka Charlotta. Dziewczyna nie dość, że jest piękna, mądra i dystyngowana, chyba nie ma na świecie rzeczy, której nie potrafiłaby zrobić, to jeszcze nosi w sobie TEN gen. Przez „ten” mam na myśli umożliwiający podróże do przeszłości. Już niebawem Charlotta ma odbyć swój pierwszy skok do innych czasów, później dostanie się do tajnego bractwa i codziennie będzie mogła znaleźć się w innej epoce. Wprawdzie Gwen nie marzy o żadnych czasowych eskapadach, ale ma też dość tego całego stawiania jej kuzynki na piedestale. Niech już wreszcie Charlotta odbędzie tę podróż… Oczywiście o ile to ona ma ten gen. Różnie przecież w życiu bywa, czasami ktoś popełni jakąś pomyłkę albo zatai ważną informację, co może doprowadzić do pewnych małych komplikacji. Jak choćby tego, że ktoś inny okaże się nosicielką genu odpowiedzialnego za podróże w czasie.

Kerstin Gier stworzyła lekką i przyjemną fantastyczną powieść młodzieżową, która może nie jest najlepszą historią o wędrówkach do przeszłości, jednak wciąga na tyle, by czytelnik nie mógł się od niej oderwać dopóki nie pozna zakończenia opowieści. Mamy tu wszystko, co powinno się znaleźć w dobrej książce tego gatunku: dobrze zarysowanych bohaterów, wątek miłosny, ale z rodzaju tych nieprzerysowanych i nieprzesłodzonych, tajemnicę do rozwikłania i oczywiście antagonistę. A nawet kilku.

Autorka skupia się na przedstawieniu odbiorcy całej historii stojącej za możliwościami podróży w czasie. Mamy grupkę wybrańców, w końcu nie każdy może przenieść się do innych epok, legendy i przepowiednie związane z niektórymi osobami obdarzonymi genem wędrówki w czasie oraz cały rytuał związany z tymi przeskokami. Wprawdzie trudno nazwać ten wątek rozbudowanym, można było poświęcić mu więcej miejsca i nieco bardziej skomplikować, niektóre tajemnice da się niezwykle szybko rozwikłać, niemniej jednak Gier postawiła w swojej trylogii na coś nowego, znalazła inną możliwość podróży w czasie. A skoro książka została skierowana do młodszych czytelników, wiadomym jest, że zbytnie udziwnienie mogłoby zostać przez nich źle odebrane.

Pisarka nie zdradza wszystkiego w Czerwieni rubinu. Ten tom to dopiero przedsmak tego, co czeka nas w kolejnych częściach trylogii. Tutaj zarysowano fabułę, wprowadzono dramatis personæ i zaczęto snuć intrygi. Gwen odbyła swoje pierwsze wędrówki do przeszłości, poznała zasady panujące w Bractwie, czyli instytucji zajmującej się opieką nad podróżnikami, spotkała hrabią de Saint Germain. I właśnie po tym tête-à-tête zaczęła dostrzegać rysy na szkle, jakim jest historia o całym dziedzictwie genu.

Kerstin Gier powoli buduje napięcie. W pierwszym tomie nie chciała przytłoczyć czytelnika zbyt dużą ilością informacji i wątków. Sukcesywnie snuje fabularną sieć, która z rozdziału na rozdział się zagęszcza. Pojawia się wiele pytań, na które nie poznajemy odpowiedzi w tej części. Wiemy jednak, że cała ta sprawa z podróżami w czasie i jeszcze jedną specjalną zdolnością Gwen, tak, dziewczyna potrafi coś więcej niż tylko przeskakiwać do przeszłości, nie jest do końca tak niewinna, jak rysują ją członkowie Bractwa. Coś się kryje za specjalnymi misjami Gideona, drugiego podróżnika w czasie, z jakiegoś powodu Lucy, krewna Gwen, musiała ukraść jeden z chronografów (w nich ustawia się dokładną datę skoków). Protagonistka będzie chciała odkryć prawdę, a czytelnik wraz z nią.

Czerwień rubinu to niewymagająca zbytniego myślenia pozycja – lekka, przyjemna, dobrze napisana. Trudno spodziewać się po niej jakiejś większej głębi, dlatego każdy, kto woli nieco ambitniejszą literaturę, niż znajdzie tutaj nic interesującego. Jeśli jednak macie ochotę na wciągającą opowieść o podróżach w czasie, ta pozycja powinna wam się spodobać.

Nasza ocena: 4,8/10

Czerwień rubinu porusza wątek podróży w czasie. Oczywiście, jak na powieść młodzieżową przystało, fabuła wciąga, a czytelnik chłonie każde słowo.

Exit mobile version