Site icon Ostatnia Tawerna

Czas na wielki finał – recenzja książki „Dwór skrzydeł i zguby”

Sarah J. Maas z wielkim przytupem weszła na rynek literacki z serią o zabójczyni Adarlanu. Następnie szturmem podbiła serca fanów swoimi powieściami o fae. Dwór skrzydeł i zguby jest trzecim tomem opowiadającym o losach Feyry, która została wciągnięta do magicznego świata i musi zmierzyć się z wieloma uknutymi intrygami. Książka stanowi w zasadzie zwieńczenie trylogii, ale już teraz wiadomo, że autorka jeszcze nie raz powróci do tej historii. Chociażby za sprawą noweli A Court of Frost and Starlight, która już w maju będzie miała swoją premierę zagranicą. Tymczasem seria Dwór cierni i róż dobiegła końca. Sprawdźmy zatem, jak wypadła.

Szykując się do wojny

Nad Prythianem zbierają się ciemne chmury. Feyra wraca na Dwór Wiosny, aby prowadzić śmiercionośną i przewrotną grę – zamierza bowiem szpiegować Tamlina i wysłanników króla Hybernii. Krainie fae znów grozi niebezpieczeństwo. Wojna jest nieunikniona. Hybernia snuje plany przejęcia ziem zajmowanych przez ludzi, z kolei Dwór Wiosny stara się odnaleźć w sytuacji, codziennie żyjąc w strachu przed potęgą zamorskiego sprzymierzeńca. Ten bowiem chce wykorzystać niszczycielską moc Kotła. Feyra musi szybko zdecydować, komu może zaufać. Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem?

Tak nie wolno robić czytelnikom!

To jest Maas. W jej powieściach wszystko się może wydarzyć. Jeżeli liczycie na spokojne zakończenie trylogii, to lepiej zawczasu przygotujcie się na ogromny wstrząs. Taktyki wojenne, mrożące krew w żyłach potwory, naginanie i przekraczanie granic… To tylko mała część tego, co znajdziecie w powieści i co jest warte zarwania nocy. Akcja w pierwszej połowie książki rozwija się dość powoli, jednak w żaden sposób nie nudzi. W drugiej części pisarka serwuje nam jeszcze więcej emocji oraz napięcia. Maas jest po prostu nieprzewidywalna. Najbardziej widać to w wewnętrznym kręgu Rysa, który pokazuje nam, że nawet najsilniejsze jednostki muszą nieustannie się rozwijać i trenować. Usiłują stawić czoła wszystkiemu, co stawia przed nimi los, i wcale nie jest im łatwo. Jak powiadają: „Wszyscy mamy w sobie coś strzaskanego. Każdy na swój sposób… Okruchy w miejscach, których nikt nie zobaczy”. A krwawa i bezwzględna wojna jest nieunikniona i czytelnik ma świadomość tego, że przyniesie wiele ofiar. Sama zaś bitwa została perfekcyjnie przedstawiona, niemal czuło się zapach krwi i potu na pobojowisku, kibicowało i drżało o losy ulubionych bohaterów. Napisać, że pisarka funduje nam prawdziwy emocjonalny rollercoaster, to duże niedomówienie.

Bohaterka warta grzechu

Maas nie przestaje zaskakiwać. Jej bohaterzy… Cóż, znienawidziłam jedną ze swoich ulunionych żeńskich postaci, pokochałam tych, do których nie spodziewałam się zapałać jakimkolwiek uczuciem. Tak się nie robi! Zacznijmy od głównej bohaterki. Feyra w końcu podejmuje samodzielnie decyzje, wyhodowała kręgosłup moralny, a nawet pazury – i to dosłownie! Dziewczyna przechodziła powolną przemianę przez trzy tomy i to faktycznie widać. Na początku pragnęła jedynie, aby wszyscy zostawili ją w świętym spokoju, ale w końcu nie wytrzymała i wybuchła płomienną wściekłością do świata. Poprzysięgła palić, topić, zamrażać… Feyra nie cofnie się przed niczym, aby zrealizować swoje cele – wchodzi nawet w układy z najbardziej przerażającymi stworami zamieszkującymi jej ziemie. Poświęci wszystko, aby ratować rodzinę i poddanych. Taka właśnie bohaterka była potrzebna w tej trylogii i wielkie ukłony dla Maas za jej wykreowanie.

Nie wszystko złoto, co się świeci

Ta część jest najbardziej dojrzałą z całej trylogii. To moment, w którym autorka serwuje tyle emocji, że w czasie lektury targają nami sprzeczne uczucia. Mamy ochotę płakać, śmiać się, a nawet porzucić czytanie. Sarah J. Maas w swojej powieści porusza ciężkie tematy, opisuje okropne rzeczy, pokazuje, że najsilniejsze istoty w obliczu wojny muszą mierzyć się z demonami przeszłości i walczyć o każdy następny dzień. Jednak każda książka ma swoje wady, a w tej minus to niestety tłumaczenie. Ale radość z wydania Maas w Polsce trochę rekompensuje ten zawód i jestem w stanie wybaczyć wydawnictwu te kilka potknięć.

Wszystko co dobre, musi się skończyć

Albo i nie. Jak wspomniałam na samym początku, już niedługo wyjdzie nowela i szczerze wątpię, że będzie ona jedną jedyną. Widocznie niektórzy pisarze nie potrafią rozstać się ze swoimi postaciami. Raz wychodzi im to dobrze, za innym razem obraca się to przeciw nim. Ja z chęcią pozostanę jeszcze trochę w świecie fae, dopóki Maas będzie pisać takie historie! Dwór skrzydeł i zguby zakończył się tak, jak sobie tego życzyłam – bez owijania w bawełnę i zbędnych koloryzacji. W swojej trylogii autorka przemyca takie wartości, jak przyjaźń, dla której pokonujemy góry, miłość prosto z gwiazd, długo wyczekiwane odkupienie oraz odwaga do walki o pokój. A wszystko splata z magicznymi sprawami. Niczego więcej mi nie potrzeba.

Nasza ocena: 7,8/10

„To, co jest naszą największą słabością, może czasem okazać się naszą największą siłą” – tymi słowami podsumowałabym zakończenie całej trylogii. Maas podołała zadaniu i zaserwowała swoim czytelnikom godne zakończenie ich ulubionej historii. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych powieści tej pisarki.

Fabuła: 8,5/10
Bohaterowie: 9/10
Styl: 8/10
Wydanie i Korekta: 6/10
Exit mobile version