Site icon Ostatnia Tawerna

Cudowne dziecko zmieni świat? – recenzja komiksu „X-Men. Punkty zwrotne. Kompleks mesjasza”, t. 1

Po burzliwych wydarzeniach przedstawionych w serii Ród M, na Ziemi przestali rodzić się nowi homo superior. Przedstawiciele gatunku zdają sobie sprawę, że ich gatunek jest na prostej drodze do wyginięcia. Nadzieja zostaje jednak przywrócona za sprawą narodzin nowego mutanta, o którego życie rozpoczyna się prawdziwa wojna.

Zbawczyni czy zagrożenie?

Na naszej planecie nie pozostało już zbyt wielu mutantów. Większość z nich gromadzi się teraz w jednej z dwóch grup – X-Men dowodzonej przez Scotta Summersa oraz Marauders, na której czele stoi Sinister. Choć obie strony od zawsze były do siebie wrogo nastawione, to teraz rozpoczynają między sobą kolejną wojnę. A przyczyną jej wybuchu jest niemowlę, które jest pierwszym nosicielem genu X od dłuższego czasu. Wszyscy homo superiors widzą w noworodku zbawcę dla rasy, ale zamierzają wykorzystać je w inny sposób. Do gry wkraczają także Purifiers, grupa ludzi nienawidząca mutantów i chcąca zlikwidować ich raz na zawsze. Dodatkowo na scenie pojawiają się także dwaj podróżnicy w czasie, mający własne plany wobec dziecka oraz Predator X. Kto ostatecznie wygra bitwę i jaki los czeka nowo narodzoną mutantkę?

Mroczna wizja

X-Men. Punkty zwrotne. Kompleks mesjasza to historia, do której skompletowania potrzeba było kupować kilka różnych serii komiksowych, a mianowicie X-Men, New X-Men, Uncanny X-Men oraz X-Factor. Dlatego też posiada on kilku scenarzystów takich jak Peter David, Mike Carey, Craig Kyle i Christopher Yost. Głównym pomysłodawcą i osobą czuwającą nad połączeniem wszystkich wątków był wielokrotny zdobywca nagrody Eisnera Ed Brubaker. Już samo jego nazwisko może więc nam zwiastować świetną przygodę! Ale czy tak jest? Niezupełnie. Ale po kolei. Zacznijmy od tego, że komiks jest niesamowicie mroczny i brutalny, co akurat wypada na jego duży plus. Twórcy nie boją się uśmiercić kilku znanych postaci, pokazać brutalnych scen walki czy nawet posunąć się do rzezi na niewinnych mieszkańcach pewnego miasteczka. Brubaker daje nam także to, z czego słynie, czyli skrupulatnie uknutą intrygę i kilka zaskakujących twistów fabularnych. Dano także szansę na pokazanie się kilku nowym mutantom, którzy w przyszłości będą stanowić o sile X-Men. Większość z nich wypada naprawdę dobrze i z pewnością zaskarbi sobie sympatię czytelników. Mamy tu także sporo szybkich i szalonych akcji, wypadających już różnie. Niektóre są naprawdę spektakularne i trzymające w napięciu, ale zdarzają się też takie, które zostają rozstrzygnięte zbyt szybko, są wrzucane niemal na siłę i wydają się niespójne. Również budowanie relacji pomiędzy bohaterami nie jest najlepsze. O ile wyczuwalne jest uczucie pomiędzy Emmą Frost a Cyclopsem czy przyjaźń na linii Wolverine-Nightrawler, tak już konflikt pomiędzy Summersem a Xavierem zostaje spłycony i sprowadzony do kilku scen. W rzeczywistości równie dobrze mógłby on zostać pominięty. Te kilka błędów i potknięć jest niestety zauważalna dla odbiorcy i z pewnością zaniża poziom całości.

Mieszanka stylów

Omawiany komiks Marvela miał nie tylko wielu scenarzystów, ale także rysowników. Byli to Marc Silvestri, Billy Tan, Scot Eaton, Humberto Ramos I Chris Bachalo. Oczywiście każdy z nich miał własny pomysł na to, jak przedstawić bohaterów. Trzeba przyznać, że ciekawie jest móc oglądać różne style i przedstawienie tych samych postaci. Oczywiście w każdym przypadku nie sposób nie rozpoznać Wolverine’a, Storm, Gambita czy również mniej znanych i wkraczających do uniwersum mutantów, ale jednocześnie nawet największy laik dostrzeże dzielące poszczególne zeszyty różnice. Niektóre z nich są doprawdy drobne. Kilku artystów postanowiło przedstawić nam bowiem X-Menów i ich wrogów jak najbardziej realistycznie, dbając o każdy szczegół na ich twarzy jak i w tle. Niestety wdarło się także kilka mniej wyrazistych starć, w których musimy się domyślać, na co właśnie patrzymy. Mi jednak najbardziej podobało się to, co zaprezentował Ramos w New X-Men. Jego kreska jest nieco bardziej kreskówkowa, młodzieżowa i dodająca do albumu pewien powiew świeżości. U niego jest bardziej kolorowo niż u kolegów po fachu, a mniej mrocznie. Mimo tego on także nie stroni od brutalnych scen, a my dostajemy dzięki temu trochę karykaturalne, ale jakże piękne (jakkolwiek to brzmi) flaczki!

Słów kilka o wydaniu

X-Men. Punkty zwrotne. Kompleks mesjasza został wydany w Polsce przez Egmont w ramach serii Marvel Classic. Sama historia jest niezwykle ważna zarówno dla samych homo superior jak i dla całego uniwersum, dlatego powinniśmy się cieszyć, że trafiła ona także do naszego kraju. Kolejny plus należy postawić za słowa wstępu napisane przez Kamila Śmiałkowskiego, który wprowadza nas w rozgrywające się właśnie wydarzenia. Dzięki temu możemy z marszu towarzyszyć bohaterom w ich poczynaniach. Oczywiście także poskładanie wszystkich zeszytów porozrzucanych po różnych seriach i ułożenie w kolejności chronologicznej to kolejna rzecz, za którą wydawcy należą się pochwały. Dodatkowo na końcu znajdziemy kilka alternatywnych okładek, notek dotyczących poszczególnych grup, a także bonus w postaci opisu powstawania komiksu. Może to być rzecz niezwykle przydatna dla wszystkich tych, którzy kiedyś chcieliby stworzyć własny album.

Mocny start

Omawiany komiks z pewnością znajdzie uznanie w oczach fanów Marvela. Dla miłośników grupy X-Men to wręcz pozycja obowiązkowa. Zawiera ona bowiem kluczowe elementy dla wszystkich mutantów z uniwersum. I choć historia nie ustrzegła się kilku błędów to należy ją zaliczyć do udanych. Przy okazji rozbudza ona nasz apetyt przed dalszym ciągiem przygody. A ta została już zapowiedziana i ma ukazać się jeszcze w tym roku. Z niecierpliwością czekam więc na Wojnę Mesjasza!

Nasza ocena: 7/10

Dajcie się wciągnąć w świat X-Men i przekonajcie się czy tytułowy mesjasz to zbawienie czy też zagrożenie dla mutantów.

Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 7/10
Oprawa graficzna: 0/10
Wydanie: 10/10
Exit mobile version