Rzadko wpadają mi w ręce książki pisarzy, którzy urodzili się poza angielskim czy polskim kręgiem kulturowym, czego trochę żałuję, ponieważ zawarte w nich wizje często są świeże, żeby nie użyć słowa „egzotyczne”. Z podobnym doświadczeniem wiąże się lektura Stacji Centralnej Lavie’ego Tidhara: teoretycznie to science fiction wyzyskujące motywy typowe dla swego gatunku, znajome czytelnikowi, ale sposób ich ujęcia i szczególna estetyka powieści sprawiają, że całej książki bynajmniej typową nazwać nie można.
Stacja Centralna kiedyś była zwykłym terminalem autobusowym. Dziś to olbrzymi kosmoport, w którego cieniu spoczywają dwa przyległe do siebie miasta: Tel Awiw i Jaffa. W żyłach mieszkańców płynie nie tylko arabska i żydowska krew, lecz również chińska, rosyjska, filipińska czy nigeryjska. Zwykli ludzie żyją zwykłym życiem, przynajmniej na miarę swoich czasów: Mama Jones prowadzi kawiarnię, Isobel Chow pracuje w wirtualnym świecie sieciowej gry, Ibrahim handluje starzyzną, a brat R. Gruntowna Naprawa głosi kazania, służy jako mohel, a czasem przeprowadza też inne uroczystości religijne.
Czym różnią się ludzie przyszłości od nas tu i teraz? Zacznijmy od tego, że, gwoli ścisłości, nie wszyscy są ludźmi: część z nich to roboty, a część to cyborgi. Nawet ci zupełnie „zwykli” posiadają węzły pozwalające im na ciągły udział w Konwersacji – czyli, mówiąc po naszemu, są na stałe podpięci do sieci, non stop odbierają bodźce nie tylko fizycznymi kanałami. Istnieją jeszcze Inni – rodzaj cyfrowej sztucznej inteligencji, która może się łączyć z pętlami ludzkiej jaźni. Oraz ewenementy budzące strach i zdziwienie nawet w tak niezwykłym i zróżnicowanym społeczeństwie: strigoi, zwane też shambleau – czyli wampiry żerujące na danych, a zwłaszcza na wspomnieniach – i dzieci Stacji Centralnej, przesiąknięte niepojętą nakaimas, czarną magią. Widać zatem (świadome lub nie) wpływy cyberpunkowe, a mnie przy okazji przychodzi do głowy rodzima, choć znacznie bardziej ponura Linia oporu Jacka Dukaja.
Kosmos stoi przed ludźmi otworem. Boris Chong spędził jakiś czas na Marsie, wszczepił sobie nawet pod skórę tamtejsze mikroorganizmy (choć czemu to właściwie służy, autor niestety nigdy nie wyjaśnia), by w końcu wrócić na Ziemię. Carmel urodziła się na asteroidzie Ng. Merurun, a jej podróż wiodła przez Poliport na Tytanie, Pas, Ceres czy Tong Yun. Niemniej o tych kosmicznych miejscach czytelnik uzyskuje jedynie fragmentaryczne informacje; to Stacja Centralna jest – nomen omen – centrum wydarzeń, to w cieniu jej „okapu” rozgrywa się fabuła i to jej opisy są najbogatsze. A skoro już o opisach mowa: co urzekło mnie szczególnie w stylu Lavie’ego Tidhara, to fantastyczne użycie zmysłu powonienia. Autor bardzo często mówi o zapachach: kardamonu, mięty i sumaku, goździków, kawy i cynamonu, anyżku, kurkumy i chili. Czytelnik natychmiast przenosi się myślami na muzułmański suk. Poza tym narrację od czasu do czasu przeplatają rzekome utwory poety Bashō, podawane w różnych wersjach językowych: oryginały napisano w asteroidowym pidżynie stworzonym na potrzeby powieści.
Zdaje mi się, że nieczęsto mamy okazję czytać fantastykę (także naukową) dziejącą się na Bliskim Wschodzie, co czyni Stację Centralną tym bardziej wyjątkową pozycją. To powieść-mozaika: losy pozornie niezwiązanych ze sobą bohaterów łączą się ściśle, lecz jednocześnie zachowują wyrazistość i odrębność. Brak tu napięcia i tempa typowego dla pełnych akcji powieści przygodowych, a jednak książka należy do tych, od których trudno się oderwać. Szczególnie zafascynował mnie wątek Carmel i strigoi w ogóle jako ciekawe przetworzenie tradycji literackiego wampira. Intryguje sposób, w jaki Tidhar łączy dwa niby przeciwstawne porządki: technologiczny i magiczny, niemal mistyczny. Jednocześnie stwierdzam, nie bez żalu, że wiele jest w Stacji Centralnej wątków potraktowanych powierzchownie, ledwo zasygnalizowanych; tyczy się to na przykład marsjańskiej wszczepki Borisa czy związku Youssou z Yanem, który stanowi dekorację tła, kończy się szczęśliwie, ale właściwie nie było żadnego powodu, aby sprawy potoczyły się inaczej. Czasem bardzo chciałoby się wgryźć głębiej w jakiś przewijający się temat, ale niestety nie ma takiej możliwości.
Stacja Centralna uwodzi czytelnika stylem pisarskim i starannie budowaną egzotyczną atmosferą bliskowschodniego science fiction. Autor porusza problemy realnego, współczesnego świata: od homoseksualizmu przez manipulację genetyczną po eutanazję, choć nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nie zawsze należycie je zgłębia, a naiwny optymizm bywa zadziwiający. Niemniej jako opowieść o pewnym specyficznym świecie przedstawionym i jego indywidualnych bohaterach książka Tidhara sprawdza się znakomicie – nie bez powodu uhonorowano ją nagrodą imienia Johna W. Campbella.
Nasza ocena: 7,5/10
Powieść-mozaika, uwodząca czytelnika stylem i egzotyczną atmosferą bliskowschodniego SF.Fabuła: 7/10
Styl: 9/10
Bohaterowie: 7/10
Wydanie: 7/10