W dniach 19–21 stycznia odbyła się w Warszawie dziewiąta edycja ZjAvy – konwentu w całości poświęconego grom bez prądu. Planszówki, karcianki, RPGi, LARPy – to wokół nich wszystko się kręciło. Co tu dużo pisać, profesjonalne przygotowanie, świetna atmosfera oraz dzielona przez wszystkich uczestników pasja do gier sprawiły, że wydarzenie na stałe zagości w moim kalendarzu.
W związku z coraz większą komercjalizacją fandomu zamarzył mi się konwent, który będzie na to odtrutką. Zabrałam się więc za przeczesywanie odmętów internetu w poszukiwaniu takiego i dość szybko natrafiłam na wzmiankę o ZjAvie. Opisywana była jako niewielkie wydarzenie od fanów dla fanów, gdzie ze względów ideologicznych nawet organizatorzy płacą za wstęp. Wydało mi się to na tyle ciekawe, że postanowiłam poświęcić jeden weekend, aby przekonać się o tym, jak wygląda to w praktyce.
Pierwsze wrażenia
Na potrzeby konwentu zaadaptowana została szkoła podstawowa przy ulicy Deotymy. Sąsiaduje ona bezpośrednio z kilkoma innymi placówkami edukacyjnymi, natomiast dzięki odpowiednio oznaczonym banerom ze strzałkami i logiem ZjAvy odnalezienie właściwego wejścia i dotarcie na miejsce było bajecznie proste.
Już na samym wstępie okazało się, że dobrze jest czytać regulaminy. A jeszcze lepiej jest je czytać, zanim się gdzieś pójdzie. Przed wejściem do budynku stały radiowozy i karetka, jednak to pan dozorca posiadał prawdziwą władzę. Ponieważ znajdowaliśmy się na terenie szkoły podstawowej, palenie było całkowicie zakazane, w tym również przedstawicielom służb. Ilekroć o tym pomyślę, wciąż bawią mnie mundurowi uciekający przed dozorcą. Jako pierwszy przejaw powszechnej równości konwentowej sprawdził się lepiej, niż byłoby to możliwe do zaplanowania.
Akredytacja odbywała się płynnie. Wymagane było jednak wypełnienie formularza i podanie podstawowych danych, które miały służyć ewidencji osób przebywających na konwencie oraz celom statystycznym. Na pocieszenie mogliśmy się poczęstować cukierkami, co stanowiło miły akcent. W skład pakietu powitalnego wchodził identyfikator upoważniający do przebywania na terenie imprezy oraz szczegółowy informator. Znajdowały się w nim wszystkie niezbędne informacje, jak rozpiska prelekcji i plan szkoły oraz te pomocnicze, jak chociażby mapka okolicy z naniesionymi punktami z różnorodnym jedzeniem.
Pokaż mi stopy, a powiem ci, kim jesteś
Szatnia znajdowała się w korytarzu sali gimnastycznej, zaraz za punktem akredytacji. Tutaj niestety pojawiły się problemy organizacyjne ze względu na dość spory ścisk i brak miejsca do siedzenia. Dwa krzesła do zmiany butów postawiono tak, że osoby stojące w kolejce wpadały na te siedzące. Jako że chodzę w naprawdę długim płaszczu, nie wiedziałam, co z nim zrobić przy zmianie butów, aby nie zamoczył się w błocie, które jakimś cudem i tak pojawiło się w przedsionku.
Mimo iż mogłoby się wydawać, że zmiana obuwia przy wchodzeniu do szkoły, a w szczególności na salę sportową, jest czymś oczywistym, to jednak nie wszyscy wzięli to pod uwagę. Na szczęście organizatorzy przewidzieli taką sytuację i zadbali o możliwość dokupienia na miejscu ochraniaczy na obuwie.
Świetnym urozmaiceniem żmudnego obowiązku wyniesionego jeszcze z podstawówki okazał się konkurs #złotylazcek. Polegał on na zrobieniu zdjęcia swoim konwentowym kapciom i zamieszczeniu go na stronie wydarzenia. Jury miało ocenić oryginalność, kreatywność i poczucie humoru, po czym wręczyć nagrody zwycięzcom. Dzięki temu prostemu zabiegowi można było wyciągnąć z szafy swoje najbardziej szalone buty i pokazać je publicznie. Moje jednorożce były zachwycone, szczególnie, że nawiązały kilka znajomości!
Grajmy wreszcie
Na potrzeby games roomu została zaadaptowana sala gimnastyczna podzielona na trzy sektory, dzięki czemu na brak miejsca nie można było narzekać. Dało się wyróżnić dwie większe części. W pierwszej, bliżej wejścia, rozstawili się wystawcy. Samych stoisk nie było może zbyt wiele, jednak znajdował się na nich zarówno stały asortyment konwentowy, jak i nowości. Zdecydowanie ciekawsze rzeczy działy się przy stolikach, gdzie każdy z wystawców miał możliwość zaprezentowania wybranych gier planszowych.
Szczególnie interesująca była możliwość zagrania w prototypy, między innymi w Valhallę Łukasza „Wookie” Woźniaka, czy w nowe projekty Marcina Ropki i Violi Kijowskiej (autorów Artefaktów Obcych) – szczególnie Solar City tego duetu zapowiada się obiecująco. Należy w tym miejscu wspomnieć o jednej z największych atrakcji konwentu, ufundowanej w 4 minuty po starcie projektu na Kickstarterze gwieździe wśród planszówek, grze Nemesis od Awaken Realms. Było to chyba jedyne stoisko, do którego przez cały konwent stała kolejka. Nie podzielę się niestety wrażeniami z rozgrywki, gdyż nie dane było mi się do niej dopchać.
Oprócz prototypów znaleźć można było mnóstwo nowości. Świeżutki Projekt Gaja od Games Factory, Dobry, zły i Munchkin od Black Monk, wspomniane już wcześniej Artefakty Obcych od Portalu, zaskakująco dobra Szkoła Magów od Granny, całkiem ciekawe Królestwo Królików od Egmonta czy niedawno sfinansowane na wspieramto.pl Elementum od Quantum Games, to tylko niektóre z ostatnio wydanych gier, w które zagrać (jak również kupić) można było na ZjAvie. Słowem, prawdziwe święto dla miłośników wszelkiego rodzaju planszówek i karcianek.
Muszę się przyznać, że games room wciągnął mnie do tego stopnia, że nie zdążyłam już pójść na żadną z sesji, które miałam w planach. Mogę za to napisać, że propozycje były zróżnicowane tematycznie (nie tylko walka z zombie) i co ważne, dostosowane do różnych grup odbiorców, zarówno do tych doświadczonych i znających realia danego świata, jak i początkujących. Mam nadzieję, że do przyszłego roku nauczę się lepiej panować nad czasem i wyrobię na któryś z larpów.
Mimo że konwent należy do niewielkich, na nudę absolutnie nie można na nim narzekać. Dla doświadczenia fantastycznej atmosfery i urozmaiconego programu warto pojawić się na następnej ZjAvie osobiście. Ja będę!