Site icon Ostatnia Tawerna

Ciesz się snem, w którym żyjesz – recenzja drugiego sezonu „Westworld”

W pierwszym sezonie Westworld poznaliśmy świat, w którym ludzie mogą ponieść wodzę fantazji – dać upust pragnieniom i oderwać się od rzeczywistości. W założeniu twórców – w jego granicach możesz być kimkolwiek zechcesz. A jeżeli ktoś spróbuje się przebić przez powszechne postrzeganie wykreowanego świata i zrozumie, co kryje się za jego fasadą?

Maszyny, choć stworzone na podobieństwo człowieka, przewyższają swoje pierwowzory. Stąd dość skomplikowane relacje pomiędzy przedstawicielami jednej i drugiej grupy. Ludzie woleliby pozostać na piedestale, by figurować jako genialni stwórcy. Nieprędko zrozumieją, że ich wytwory zaczynają pragnąć, kochać, mścić się i… mieć kontrolę. W drugim sezonie możemy obserwować, jak zaciekle walczą o to, co jest prawdziwe – o miłość do dziecka, rodzica czy partnera.

JapanWorld

Silne uczucia niemal nieustannie towarzyszyły Maeve, która przez większość odcinków próbuje dotrzeć do swojej córki. Moim zdaniem to najsłabszy oraz najmniej interesujący wątek na tle innych. Dlaczego? Trudno było mi znieść motyw Meave i jej miłość do dziecka już wtedy, gdy była tak bliska ucieczki z parku (pod koniec sezonu pierwszego). Zmarnowała taką szansę! 

Także sama wizyta w sąsiadującym świecie Japonii mogłaby okazać się bardziej fascynująca, gdyby nie był to jedynie wątek poboczny. Nowy świat i inna kultura zaburzyła porządek oraz czytelność Westworld. Wizja Jonathana Nolana i Lisy Joy jest naprawdę pogmatwana, a orientalny fragment celowo i znacząco utrudnia odbiór serialu. Muszę przyznać, że do połowy sezonu miałam wrażenie, iż niektórzy bohaterowie są mniej autentyczni, a sama fabuła chaotyczna i skomplikowana. To ważne, aby dawkować kolejne informacje, jednak w kilku odcinkach twórcy mogli chociaż rzucić mały kawałek finałowego mięska, by rozjaśnić widzom w głowach nieco bardziej. 

Mięso, prędkość i jakość

Im bliżej finał, tym bardziej moje wcześniejsze zarzuty znikają,  bo mniej więcej od szóstego i siódmego odcinka dostajemy coraz więcej mięsiwa. Elementy nielinearnej zagadki fabularnej w końcu zaczynają się układać w całość, a ekscytacja tylko rośnie (co wcale nie jest tak częste przy wieloodcinkowych serialach, jednak w tym wypadku Westworld miał moją uwagę aż do samego końca!).

Największe próby i wyzwania czekają na Dolores i Teddiego – to oni znacząco zmienią się w drugiej serii. Ekstremalne wydarzenia wpłyną na Bernarda Lowe, jedną z bardziej pokojowych postaci. Jednak moje ulubione momenty to te, w których obserwuje losy człowieka w czerni. Jak on świetnie radzi sobie w mechanicznym świecie pozbawionym kontroli! Sporym zaskoczeniem okazała się także postać córki Williama – silnej i charakternej młodej kobiety.

Niektórzy z bohaterów podważają własną rzeczywistość i pragną ją przekroczyć, a więc wyjść z parku do prawdziwego świata. Niczego nie można się spodziewać na pewno – jak na rollercoastrze zostaje się tylko mocno trzymać. Adrenalina i prędkość akcji zrobią swoje. Twórcy są świadomi tworzenia produkcji jakościowej na wysokim poziomie, jednak jej główne tajemnice zdradzają powoli, wodząc widza za nos początkowymi odcinkami, a zarazem rozbudzając zainteresowanie stopniowo.

Nielinearność

Zaskoczeniem pierwszego sezonu okazało się ujawnienie, że prezentowany świat przedstawiony dzieje się na kilku płaszczyznach czasowych. Głównymi katalizatorami tych przeskoków są wspominający hości. Ich odbieranie przeszłości dalej wydaje się być żywe i namacalne. Dlatego zdarza się, że skrupulatnie skonstruowane maszyny same nie odróżniają przeszłości od teraźniejszości. Po raz kolejny sezon obfituje w znaczące szczegóły, idealne do tworzenia teorii spiskowych czy nawet całych prac magisterskich. Retrospekcje czy tu i teraz? Trwa gra z widzem, który niczym bohaterowie gubi się w czasie i przestrzeni. Tym bardziej warto docenić tempo i kolejność przedstawiania poszczególnych scen. I oglądać uważnie!

Zachwyt

Obraz i dźwięk sprawiają, że jakościowo to jeden z najlepszych seriali. Każdy kadr jest niezwykle dopracowany – pochwalić muszę piękną kolorystykę, doskonałe światło i oprawę muzyczną. Westworld opowiada także samym obrazem, w skupieniu należy więc wypatrywać nawiązań i wskazówek ukrytych w każdej scenie. Motywy i symbole – to temat na osobny artykuł, ale myślę, że tak naprawdę każdy z nas intuicyjnie rozumie pewne przekazy.

Na oklaski zasługuje także pieczołowicie opracowany scenariusz, w którym ostatnie trzy odcinki to absolutny majstersztyk (gra aktorska, dialogi, nieprzewidywalność). Absolutnie doceniam całość, mimo że miałam obawy i wątpliwości w trakcie sezonu, co wynika jedynie z tego, że Westworld nie daje widzowi tu i teraz tego, czego żąda. To produkcja, która umie skutecznie wzbudzić ekscytację, następnie pochłonąć do reszty uwagę odbiorcy i w finale zaspokoić jego serialowy głód. Drugi sezon serial na 200% wykorzystał swój potencjał. Nolan i Joy nie postawili na utarte schematy, proste rozwiązania czy budowanie postaci.

Podsumowanie

Dajcie się doszczętnie pochłonąć, zdecydowanie warto! Stworzona historia inspiruje się naszą rzeczywistością, a przy okazji celnie uderza w naturę człowieka. Czy jesteśmy tacy silni, jak nam się wydaje? Czy i my nie żyjemy w złotej klatce? Albo czy wszystkie podejmowane decyzje są na pewno nasze? Kiedy możesz zdecydować się na wszystko, kim wtedy będziesz? Sobą. I to właśnie będzie największą przewagą maszyn.

Drugi sezon nie dostał zadyszki i utrzymał wysoki poziom. Oglądając ostatni odcinek żałowałam, że wszystko dobiega końca. Jednak z każdą minutą coraz szczerzej otwierałam oczy oraz byłam pod jeszcze większym wrażeniem. To zdecydowanie jeden z ambitniejszych seriali, jaki widziałam i który ma do przekazania wiele ponad swoją formę. 

Wykorzystane zdjęcia pochodzą z materiałów prasowych HBO. 

Nasza ocena: 9,8/10

Stworzone przez ludzkość maszyny wyzwoliły się i wypowiedziały wojnę swoim stwórcom. I to w jakim stylu! Wyczekiwanie sezonu 3 – czas, start!

Fabuła: 9,5/10
BOHATEROWIE: 10/10
Oprawa Wizualna: 10/10
Oprawa dźwiękowa: 10/10
Exit mobile version