Site icon Ostatnia Tawerna

Ciemność zawsze powraca – recenzja gry „Warhammer: Vermintide 2”

 

Mieszkańcy Starego Świata nigdy nie mieli lekko, Imperium od samego początku swojego istnienia było nękane przez mroczne siły bóstw Chaosu. Warhammer: The End Times – Vermintide pozwoliło nam się o tym przekonać i trzeba przyznać, że produkcja z 2015 roku dobrze oddała realia Świata Młota. Jak jednak na tym polu będzie się sprawował sequel tej gry? Przekonajmy się.

Po raz pierwszy z Warhammerem spotkałem się jeszcze w szkole średniej, kiedy to za sprawą znajomego dość mocno wkręciłem się w papierowe RPG. Byłem wówczas na świeżo po lekturze Wiedźmina i pogrywałem już trochę w Dungeons & Dragons, jednakże w tym settingu czegoś mi po prostu brakowało. Potrzebowałem tej nutki niepewności, delikatnej aury grozy – znalazłem je właśnie w Warhammerze. Ten niepodrabialny, “mięsisty” klimat jest w moim odczuciu znakiem rozpoznawczym tego uniwersum. Można uczciwie stwierdzić, iż odpowiedzialne za obie części Vermintide studio Fatshark podołało zadaniu i wiernie oddało ducha Starego Świata.

Inwazja po raz wtóry

W drugiej części Vermintide ponownie stajemy przeciwko potędze Chaosu, która pragnie utopić Stary Świat we krwi jego mieszkańców. Tym razem trafiamy jednak do Helmgartu, miasta położonego na południu Imperium, tuż przy granicy z Bretonią. Poprzednio rozgrywka toczyła się w Ubersreiku. Różnicę stanowią także oponenci, z którymi przyjdzie nam się mierzyć. Oprócz znanych z pierwszej części Skavenów (szczuroludzi), na naszej drodze staną mroczne siły (w tym demony i kultyści) z odległych krain zwanych Pustkowiami Chaosu. Cała ta hałastra prezentuje się naprawdę nieźle, modele mobów, jak i ich animacje, wyglądają dobrze. To samo tyczy się lokacji, które pasują do quasi-średniowiecznego klimatu, nasyconego “warhammerowym” mrokiem. Deweloperzy ze studia Fatshark stanęli na wysokości zadania.

Nie samą młócką człowiek żyje

Trzeba przy tej okazji dodać, że Helmgart to nie jedyne miejsce, w którym się pojawimy. Oprócz pola walki, odwiedzimy również świątynię-twierdzę Taala (jednego z tych dobrych… a przynajmniej lepszych bóstw), która stanowi swego rodzaju safe house. Miejsce to jest szczególnie ważne, gdyż to właśnie tutaj możemy wybierać zadania, dodatkowe wyzwania, skorzystać z opcji craftingu (do którego możemy wykorzystać zebrane surowce lub zbędne, przetopione elementy ekwipunku) czy wreszcie wybrać jednego z pięciu unikatowych bohaterów. Do naszej dyspozycji otrzymujemy skrytobójczynię Kerillian, łowcę czarownic Victora Saltzpyre’a, maga ognia Siennę Fuegonasus, krasnoludzkiego przepatrywacza Bardina Gorekssona oraz ciężkozbrojnego rycerza Markusa Krubera. Każdy z naszych potencjalnych protagonistów ma do dyspozycji unikatowy zasób umiejętności i wymaga innego podejścia, co zdecydowanie wzbogaca rozgrywkę.

Tnij, rąb, siecz… Powtórz!

Skoro o samej rozgrywce mowa, to w przypadku Vermintide 2 nie różni się ona od poprzedniej wersji. Wciąż jest to tunelowa rąbanka nastawiona na dynamiczną walkę wręcz (pomimo dostępnej broni dystansowej) i powiedzmy sobie szczerze, nie ma w tym nic złego. Wręcz przeciwnie. Zwłaszcza w trybie kooperacji z innymi graczami (bo do tego przede wszystkim została stworzona ta gra) Warhammer: Vermintide 2 daje mnóstwo funu. Przedzieranie się przez hordy Skavenów i kultystów przy akompaniamencie huku wystrzałów i szczęku oręża jest, jakby to nie zabrzmiało, czystą przyjemnością. Czasami można się spocić przy starciu z bossem lub szczególnie obfitym wysypem wrogów, jednakże już tylko dzięki wsparciu botów (które zastępują innych graczy w trybie offline) można wyjść obronną ręką ze starcia. W przypadku gry z innymi jest tylko lepiej. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to niekiedy dosyć toporny model sterowania. Bywają momenty, iż ruchom postaci brakuje dynamiki, choć być może jest to wyłącznie przypadłość wydania konsolowego.

Dzwony Sigmara

Udźwiękowienie Warhammer: Vermintide 2 stoi na równie dobrym poziomie, co reszta aspektów tej gry. Odgłosy walki, nasi oponenci, jak i protegowani brzmią przekonująco. Na szczęście Vermintide 2 jest wolny od drewnianych dialogów i plastikowych stuków, imitujących uderzenie miecza o tarczę. Tutaj krasnolud brzmi jak krasnolud, a łowca czarownic z namaszczeniem rzuca płonnymi tekstami o chwale Imperium i tryumfie światła. Jest więc dobrze. Nie uświadczymy także sztucznego tłumu w tle, który miałby symulować, iż dzieje się znacznie więcej, niż w rzeczywistości. Prawdą jest, że w przypadku tej gry deweloperzy nie muszą niczym nas oszukiwać.

Za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji na PS4 dziękujemy firmie CDP.

Nasza ocena: 7,2/10

Warhammer: Vermintide 2 to naprawdę dobra, dopracowana w akceptowalnym stopniu gra, która pozwala zakosztować klimatu kultowego już, mrocznego uniwersum. Sequel robi wszystko to, co pierwsza część, tylko że jeszcze lepiej.

Grafika: 7/10
Udźwiękowienie: 7/10
Fabuła: 6,9/10
Grywalność: 8/10
Exit mobile version