Site icon Ostatnia Tawerna

„Calamity” – recenzja książki

Długo czekałem, minął miesiąc od premiery, ale wreszcie ją dostałem. Oto najnowsza wydana w Polsce książka Brandona Sandersona, czyli Calamity, trafiła na moją półkę. Recenzując ją, musiałem sprostać wyzwaniu, jakie postawił przede mną poziom pisarski autora. Najchętniej napisałbym, że to przecież Sanderson i zamknął całą sprawę, ale niestety nie mogę tego uczynić. Na wstępie napiszę, że książka wywołała masę emocji, z którymi ciężko dojść do ładu, ale po kolei.

Calamity jest zwieńczeniem młodzieżowej trylogii Sandersona Mściciele. Opowiada ona o zmaganiach grupki ludzi z istotami o niezwykłych i strasznych mocach. Głównym bohaterem cyklu został David Charleston, wychowany w ruinach Chicago chłopak pałający rządzą zemsty na Epikach – ludziach, którzy nagle otrzymali supermoce. Dołącza on do grupy bojowników mającej za cel wyzwolić ludzkość spod tyranii okrutników. Ich krucjata rzuca ich przez terytorium zrujnowanych Stanów Zjednoczonych. W poprzednich tomach odwiedziliśmy Chicago (Newcago) i Nowy Jork (Babilar). Tym razem pisarz zabiera nas do dawnej Atlanty (Ildithii) będącej wędrującym miastem zbudowanym z soli. Główną oś fabuły stanowią próby odzyskania Profesora (dawnego szefa, ale i Epika) oraz poszukiwanie odpowiedzi na pytanie kim jest Calamity (istota obdarowująca mocami).

Tyle jeśli chodzi o zarys fabularny. Calamity to książka poruszająca w lekkostrawny sposób wiele tematów, nierzadko ciężkich. Mamy tutaj zmagania z samym sobą i własnymi słabościami, siłę przyjaźni czy potęgę wybaczenia, nie innym, lecz sobie. Występuje też drobny wątek romantyczny, ale to raczej mało istotna sprawa. Najważniejszą częścią pozostaje jednak nieco inne spojrzenie na kwestie superbohaterów. Zostały one tutaj wyeksponowane w dość zaskakujący sposób. Sanderson bawi się konwencjami i tworzy świat, w którym herosem może okazać się każdy. Z książki też wynika przesłanie głoszące, że wraz z wielką mocą przychodzą ogromne pokusy, a lęki stają się niemal obezwładniające. W każdym innym przypadku takie podejście byłoby nużące, ale Sanderson potrafił to doskonale ubrać w słowa. Wszystko ma swoje miejsce. Żaden z elementów nie został dopisany na siłę. Jedyne zastrzeżenia mogę mieć do zakończenia. Jest ciut za bardzo cukierkowe, acz nie wymagajmy zbyt wiele od powieści dla młodzieży. Co prawda Brandon zapowiada powrót do świata Mścicieli, ale poprzez innych bohaterów i inną serię, która raczej niewiele będzie mieć wspólnego z Mścicielami.

Co do warstwy graficznej, to niestety muszę się przyczepić do wielu rzeczy. Jakkolwiek oprawa i grafika na przedniej okładce są naprawdę starannie wykonane, tak wnętrze w niektórych przypadkach woła o pomstę do nieba. Winowajcą okazuje się tłumaczenie. Wydawca z niejasnych powodów zmienił tłumacza ostatniego tomu. Poprzednie przełożyła Joanna Szczepańska, a ten Zbigniew Królicki. Skutek tego zabiegu jest katastrofalny. Przykład: jeden z Epików u Szczepańskiej nosił miano Usuniętego, a tutaj Znikającego. Do tego należy dorzucić masę literówek i zdań wyglądających jak pisane na kolanie.

Podsumowując, Sanderson nie zawodzi. Calamity to naprawdę zadowalające zwieńczenie całej serii. Niestety zepsuta robota tłumacza bardzo psuje przyjemność z lektury. Każdy z tomów miał błędy, ale ten bije je na głowę. Mimo to polecam tę książkę, nawet ciut starszym czytelnikom. Warto. Naprawdę warto.

Exit mobile version