Sandman to tytuł kultowy. Główna seria i spin-offy zdobyły: nagrodę Hugo za najlepszą powieść graficzną, wyróżnienie na największym europejskim festiwalu komiksowym w Angoulême i – przede wszystkim – dwadzieścia sześć nagród Eisnera, często nazywanych komiksowymi Oscarami. Niewiele innych komiksów może poszczycić się takim sukcesem. Czy aby na pewno flagowe dzieło Neila Gaimana jest AŻ tak dobre?
Nie będę silił się na tanią kontrowersję czy innego rodzaju snobizm. Tak, Sandmana czyta się świetnie. Przynajmniej pierwszy tom, Preludia i nokturny, gdyż o reszcie historii… nie mogę się jeszcze wypowiedzieć. Pomimo całego hałasu wokół tytułu Gaimana, to jakoś tak się złożyło, że cykl zawsze znajdywał się na mojej osobistej kupce wstydu. Nowe wydanie Egmontu w końcu pozwoliło mi nadrobić klasykę.
Zzz…
Historia zaczyna się w 1916 r., w momencie, w którym Burgess, złowieszczy brytyjski okultysta, postanawia za pomocą tajemniczej księgi zniewolić samą Śmierć. W wyniku pomyłki w pułapkę wpada inny z Nieskończonych – Morfeusz. Stanowi to początek kilkudziesięcioletniej niewoli bohatera, w trakcie której ludzie na całym świecie – do czasu, aż Morfeuszowi udaje się uciec i zemścić na potomku swojego oprawcy – mają problemy ze snem. Jednak podczas „bezkrólewia” kraina Władcy Snów, Śnienie, całkowicie podupadła, a atrybuty władzy: worek piasku, hełm i księżycowy rubin trafiły w ręce postronnych. Bohater wyrusza zatem na misję odzyskania dawnej potęgi.
Chrrr…
Choć jesteśmy z Sandmanem rówieśnikami (powstaliśmy w 1988 roku), to komiks do dziś wyróżnia się niesamowitą formą (mam nadzieję, że o mnie można powiedzieć to samo). Gaiman stworzył narracyjny majstersztyk. Pomimo że Preludia i nokturny to dopiero początek wielotomowego cyklu, znalazło się tu miejsce dla kilku historii o zupełnie różnym tonie. Już sam początek skupiający się na Burgessach prezentuje zniuansowaną opowieść o pragnieniu władzy i negatywnych tego konsekwencjach. Na trzon fabuły składa się natomiast poszukiwanie atrybutów władzy – niczym w rasowej grze RPG, Morfeusz ma do wykonania trzy różne questy w odmiennych lokacjach. Poszukiwania piasku powiązane są z superbohaterszyczną DC – protagonista na swojej drodze spotyka m.in. Martian Manhuntera i Constantine’a. Uczuleni na trykoty mogą jednak odetchnąć z ulgą – poprowadzone jest to na tyle subtelnie, że równie dobrze mogłoby się obyć bez powiązań z herosami. Wyprawa po hełm zabiera bohatera do samego piekła, jednak daleko temu miejscu do dantejskich opisów. Krainę potępionych zamieszkują bowiem dziesiątki groteskowych stworów. Lubię nietypowe designy, dalekie od norm – jednak w tym przypadku wszystko to jest z jednej strony udziwnione, z drugiej – nieszczególnie kreatywne. Sam przeciwnik Władcy Snów – Chronozon – to dwójustny różowy, noszący łańcuchy, strzępki ubrań i pas do pończoch demon z fryzurą jak z dyskoteki z lat dziewięćdziesiątych. Pojedynek dwóch nadnaturalnych bytów, w którym co rusz dochodzi do zmiany postaci, przywodzi na myśl starcie Merlina i Pani Mim z animowanego Magicznego Kotła Disneya. W wątku z poszukiwaniem rubinu rządzi natomiast horror i psychodelia, a sceny w pewnym barze zapadają na długo w pamięć. Najlepsza historia w tomie przypada na koniec, gdyż największe wrażenie zrobiła na mnie przejmująca opowieść, w której Morfeusz towarzyszy swojej siostrze Śmierci, gdy ta przychodzi po dusze zmarłych.
Zzzzz…
Wiem, że Sam Kieth to artysta przez wielu wielbiony. Doceniam też, że w Sandmanie króluje kreska autorska, daleka od superbohaterskiej sztampy. Cóż jednak poradzę, że rysunki Kietha mnie odrzucają. Zbyt ekspresywne tam, gdzie historia aż prosi się o bardziej subtelne podejście. Na szczęście, jak znaleźć można w posłowiu, sam artysta w pewnym momencie postanowił zrezygnować ze współpracy. Zastępujący go Mike Dringeberg w mojej opinii spisał się o wiele lepiej.
Chrrrrrr…
Poza okładką, nowe wydanie Egmontu nie różni się niczym od poprzednich. Jeśli ktoś już je wcześniej posiadał, to kupno reedycji nie ma większego sensu. Wznowienie kierowane jest za to do takich gagatków jak ja, którzy dopiero zapoznają się z tak ważnym dla historii komiksu dziełem, jak flagowe dzieło Neila Gaimana.
Nasza ocena: 7,5/10
Nowa okładka, to samo kapitalne wnętrze.Fabuła: 9/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa graficzna: 6/10
Wydanie: 7/10