Bruce Wayne zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest nieśmiertelny. Świadomość własnych ułomności jedynie się uwypukliła, gdy współpracował z Ligą Sprawiedliwości. Podczas gdy na przykład Superman wciąż pozostawał u szczytu sprawności, Batman stopniowo się starzał. A ponieważ, jak zwykło się mawiać w mojej rodzinie, starość się Panu Bogu nie udała, obrońca Gotham przekroczywszy wiek średni zaczął mieć coraz mniej siły.
W poprzednim tomie serii, po zaginięciu (a być może śmierci) właściwego Batmana, w jego rolę wszedł były komisarz policji James Gordon. Oczywiście policjanta wspierała potężna korporacja Powers International, której przewodnicząca sponsorowała wszelkie gadżety i uzbrojenie dla nowego mściciela. Choć gliniarz był przygotowany do służby fizycznie i psychicznie, zdecydowanie brakowało mu tego czegoś. Niełatwo jest przecież zastąpić największego detektywa, którego niezłomna postawa zainspirowała tysiące, o ile nie miliony, ludzi na całym świecie. Bycie symbolem, wzorem, bohaterem to niezwykle trudne.
Podczas gdy Gordon mierzy się z nowym przestępcą, tak zwanym Panem Bloomem, Bruce Wayne u boku Julie Madison prowadzi świetlicę dla młodzieży. Mężczyzna po ostatnim ataku Jokera cierpi na amnezję, jednakże miewa przebłyski pamięci, które sugerują, że niegdyś prowadził podwójne życie. Wayne nie chce jednak odkryć prawdy o swojej przeszłości, w końcu jest zakochany i szczęśliwy. Alfred też niechętnie podchodzi do ewentualności powrotu dawnego pracodawcy na ścieżkę nietoperza. Przecież jedynym, czego w życiu pragnął, była stabilizacja i ciepło domowego ogniska dla panicza Bruce’a… Niestety, jak to w Gotham często bywa, zagrożenie rozwija się w tak zastraszająco szybkim tempie, że Gordon nie potrafi sobie z nim poradzić. Bloom zresztą wytyka mu, że jest jedynie uzurpatorem, a prawdziwemu Batmanowi nie dorasta nawet do pięt.
Batman Bloom złamał mi serce i pozostawił z uczuciem pustki. Komiks pełen jest ckliwych momentów, przez które czytelnik wie, że życie Bruca Wayne’a na zawsze opanowały mrok i tragedia. No ale przecież nie mogło być inaczej, skoro Batman narodził się podczas morderstwa Thomasa i Marthy w Crime Alley. Mroczny rycerz niejednokrotnie w przeszłości podejmował wątpliwe moralnie decyzje. W końcu przygotował się na ewentualne zagrożenie ze strony każdego ze swoich przyjaciół z Ligi Sprawiedliwości. To właśnie on zaprojektował i wykonał broń zdolną zabić Supermana czy powstrzymać Flasha. Jednakże Nietoperz zawsze był w stanie powstrzymać się przed przekroczeniem granicy moralności. W końcu łamanie kości i bicie do nieprzytomności to jedno, a zabijanie to drugie.
W Batman Bloom wyraźnie widać konsekwencje ostatniego starcia protagonisty z jego nemezis, Jokerem. Bruce Wayne zdaje sobie sprawę, że Batman będzie zawsze potrzebny w Gotham City. Mężczyzna znajduje zatem sposób, by Mroczny Mściciel istniał wiecznie. Jest to rozwiązanie w moim odczuciu niesłychanie okrutne. Czy konieczne? Oceńcie sami.
Komiks oczywiście polecam i zachęcam do zapoznania się z nim. Jeśli jednak podchodzicie do postaci Człowieka Nietoperza tak emocjonalnie jak ja, przygotujcie się na silne poruszenie. Zdecydowanie przeczytać Batman Bloom, ponieważ stanowi przedsionek zakończenia dla serii New 52. Przed nami już tylko Batman Epilog, bo niedługo w ofercie wydawnictwa Egmont ukaże się Uniwersum DC Odrodzenie. Warto zatem zobaczyć, co doprowadziło do kolejnego resetu uniwersum.