Site icon Ostatnia Tawerna

Barbarzyńca i demony przeszłości – recenzja komiksu „Conan: Cienie nad Kush”, t. 7

Conan traci swoją ukochaną, a teraz musi zmierzyć się nie tylko z kolejnymi przeciwnikami, ale też swoim rozdartym sercem. Mrowie przeciwników, wrogie demony, czarownice, konflikty plemienne – barbarzyńca nigdy nie może narzekać na nudę. Czy jednak uda mu się pokonać swoje własne słabości? Przekonamy się w tomie 7. przygód Conana!

Zmiana warty

Na scenę wkracza Fred Van Lente. Scenarzysta przejmuje pracę po Brianie Woodzie, co może z początku nieco skołować czytelnika, bowiem style obu panów są zgoła różne. Co więcej, tom otwierają rysunki Briana Chinga, których styl także jest nieco inny od tego, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Przygotujcie się więc na otwarcie ze smukłym Conanem, zachowaniem także nie przypominającego swojego dawnego, barbarzyńskiego ja. Być może bohater jest wyniszczony psychicznie i fizycznie po swojej stracie ukochanej Belit? W każdym razie musimy wytrzymać początkowy szok, bowiem komiks z czasem wchodzi na dobre tory.

Stanowisko dla Conana

Conan zostaje kapitanem gwardii królewskiej w królestwie Kush. Miejsce znajduje się na progu rewolucji, stąd posada wcale nie wydaje się intratna. Magia, intrygi polityczne, morderstwa, wszystko to kończy się wybuchem przemocy, w której barbarzyńca wraca do siebie. Duch Belit nieustannie prześladuje mężczyznę, jednak walka to jego żywioł, który w końcu pozwala mu odnaleźć dawnego siebie. Wynikiem tej przygody będzie nowa armia przemierzająca pustkowia. Wojskiem tym zaś dowodzi nie kto inny, a Conan. Cała historia może być ciekawa przede wszystkim pod względem podziałów społeczeństwa w opisywanej krainie Kush. Rządzący Stygijczycy prześladują niższą klasę Kuszytów, którzy to z czasem zaczynają się buntować. Mistrzowskie osadzenie realiów politycznych znanych z naszego świata w fantastycznej krainie. Zabieg, z którego słynął Robert E. Howard, sprawia, że w komiksie czuć ducha prozy tego autora.

Wytrzymajcie do połowy

Mniej więcej do połowy komiksu należy się przemęczyć. Autorzy ukazują nam bowiem zbolałego Conana, który nie może sobie poradzić ze stratą ukochanej. Gdzie walka? Gdzie bohaterskie czyny? Gdzie tytułowy barbarzyńca? W końcu bohater dociera jednak do przerażającego miasta widm, gdzie historia powraca na właściwą ścieżkę. Dostajemy w końcu hero fantasy z krwi i kości. Przecież na to czekają fani Conana Barbarzyńcy! Tom staje się świetną lekturą, trzeba jednak na ten moment chwilę poczekać. Dostaniemy bowiem motywy znane z prozy Lovecrafta, monumentalne bitwy, starcia w żarze pustyni, a także ataki demonów mogących wstrząsnąć całym światem. Zdecydowanie warto przemęczyć się z rozgoryczonym Conanem, żeby w końcu otrzymać także to jego klasyczne oblicze. A wtedy trup zaczyna padać gęsto! Tom zamyka opowieść szpiegowsko-demoniczna. Kilka stronnictw, tajemniczy klasztor w oazie, banda kobiet-wojowniczek, a do tego przedwieczne bóstwo tylko czekające na przebudzenie. Zaskakująca, oryginalna i bardzo dynamiczna historia.

Conan jeszcze zwycięży

Mniej więcej od połowy staje się to opowieść o Conanie, jakiej mi brakowało. Leje się mnóstwo krwi, bohaterowie sięgają po miecze pod najmniejszym pretekstem, czyta się świetnie. Świetna forma scenarzysty i rysowników, której jednak nie widać w początkowych historiach. „Dotarcie się” artystów pozwala jednak z nadzieją patrzeć w przyszłość kolejnych tomów. Poznajcie Conana, który wygrał z własnymi demonami!


Nasza ocena: 7,7/10

Conan musi poradzić sobie ze stratą ukochanej, co początkowo może trochę razić. Z czasem jednak powraca rozwałka i magia, a przecież o to chodzi!



Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 7/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 8/10
Exit mobile version