Site icon Ostatnia Tawerna

Argentyński klasyk – recenzja komiksu „Żywa stal”

Przebogata wizualnie kolekcja nowelek i epizodów z życia dwóch eksperymentów alchemicznych, pełna surrealizmu i subtelnego humoru. Jednocześnie szlamowa i klasyczna, czyli absolutny must-have dla wielbicieli komiksu autorskiego.

Wyobraźnia Mazzitelliego i Alcateny

Twórcy Żywej stali poznali się w latach 90. dzięki Scorpio – magazynowi komiksowemu wydawanemu w Argentynie w latach 1974-96, mającemu obecnie status kultowego. Publikowano w nim rzeczy, które już wtedy były klasykami argentyńskiego komiksu albo dopiero miały się nimi stać. Czasopismo stawiało na artystyczną wolność, a to z kolei wyzwoliło mnóstwo energii i szalonych pomysłów. To ze Scorpio wywodzi się między innymi opublikowany przez Non Stop Comics Mort Cinder z rysunkami Alberto Breccii (tego od Mitów Cthulhu).

„Żywa stal” – przykładowe strony komiksu

Postulat wolności artystycznej i nieskrępowanej wyobraźni niewątpliwie przemówił do Mazzitelliego i Alcateny. Estetyka Żywej stali to mieszanka elementów japonizowanych, Dalego, średniowiecznych miniaturek z ich groteskowym humorem i wielu innych inspiracji. Znajdziecie tu nawet tajski teatr cieni, a muskulatura głównego bohatera skojarzy wam się z Ksenomorfem. Jeśli przyjrzycie się dokładniej, odszukacie inspiracje folklorem Ameryki Południowej, który dla europejskiego czytelnika wcale nie jest łatwy do wyłuskania z bogactwa tych plansz. Myślę, że to właśnie on odpowiada między innymi za skojarzenia z uniwersum Obcego – słynna płaskorzeźba z Palenque, „mężczyzna w statku kosmicznym”, fascynowała już ekipę zgromadzoną na potrzeby Diuny Jodorowsky’ego, która potem rozeszła się między innymi do projektu Ridleya Scotta. Moje ostatnie skojarzenie to jeszcze Mały Nemo z jego cyrkową secesją.

Jeśli chodzi o scenariusz, na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z prostą opowieścią – dwóch bohaterów, heros i jego sidekick, przemierzają świat w poszukiwaniu leku na problem tego pierwszego – topnienie. Nieszczęśliwy Hark co prawda jest stalowym, niezniszczalnym wojownikiem, ale od czasu do czasu roztapia się w bezsilną kałużę srebra. Bynajmniej nie urodził się z tą przypadłością – transformowano go w wyniku eksperymentu szalonego alchemika. Mag stworzył także drugiego protagonistę komiksu, kociego arlekina Hybryda. Ten surrealny Sancho Pansa stara się troszczyć o swojego błędnego rycerza, ale często przepada w poszukiwaniu bogactw. To właśnie z nim odwiedzimy zamki ambitnych uczonych czy małomiasteczkowe gabinety osobliwości. Jest też głównym źródłem humoru; to mały, cyniczny pajacyk o bystrym umyśle. Patrzcie także na twarz Harka – jego nieszczęśliwe miny też nie zawsze osuwają się jedynie w patos.

„Żywa stal” – przykładowe strony komiksu

Mazzitelli wyobraził sobie rozległą krainę zaludnioną przez magów, mędrców, żebraków i czempionów – rycerzy mających reprezentować swoje miasta-państwa w wojnach toczonych jedynie jako pojedynki gigantów. W miarę czytania zaleje nas ogrom skojarzeń – zacznie się od fantasy i klasycznych baśni, przejdzie w historie Don Kichota i Guliwera, a wreszcie – dalekowschodnie przypowieści. Dwójka przyjaciół napotka na swoich drogach dziwaczne, straszne, tragiczne i śmieszne postacie rodem ze średniowiecznych map zaludnianych przez Blemiów (bezgłowych ludzi z twarzami na torsie) i inne „pomioty”, jak nazywają się w tłumaczeniu Jakuba Jankowskiego. Pojawią się źli czarnoksiężnicy, niektórzy przypominają Don Pedra, który także był stylizowany na muszkietera, chociaż ci alcatenowi przypominają też matadorów.

Jak nie przedawkować

Scorpio opublikowało 30 odcinków Żywej stali, a wszystkie znajdziecie w wydaniu Mandioki. Historia Harka i Hybryda meandruje w nich przez kolejne krainy, najpierw w poszukiwaniu leku na topnienie, potem – sensu życia. Twórcy czasem dają swoim bohaterom odetchnąć, żeby rozwinąć opowieści o postaciach drugoplanowych, pokazać nam pojedynki uczonych i przygody szalonego twórcy pomiotów, „taty” dwójki protagonistów. Nie czytajcie wszystkiego naraz, przedawkujecie bogactwo estetyczne, a to może zmęczyć. Ja uważam swój spokojny tydzień z Mazzitellim i Alcateną za bardzo udany, chociaż pewnie obniżenie tempa dodałoby mu głębi.

„Żywa stal” -okładka komiksu

Żywa stal, mimo świetnego, zwięzłego wprowadzenia Diego Accorsiego (redaktora innego argentyńskiego magazynu komiksowego Comiqueando), zostawi was pewnie z jakimś niedosytem. Na archiwalnym już blogu Alcateny możecie obejrzeć jego nowsze prace, wiele z nich silnie inspirowanych japońskim drzeworytem. Większość wywiadów z twórcami jest dostępna jedynie po hiszpańsku, choć rysownik pracował dla DC i Marvela (nad Conanem Barbarzyńcą). Scorpio wciąż wychodzi we Włoszech, więc pewnie o jego historii znajdziecie coś w tym języku. Jak widziecie, nie jest łatwo o materiały – tym bardziej cieszę się, że Mandioka zajęła się klasyką argentyńskiego komiksu. Czekam na więcej – marzy mi się jakieś opracowanie albo zbiór wywiadów… Liczę też na Jakuba Jankowskiego, który przetłumaczył już tyle komiksów, że może ma ochotę podzielić się chociaż anegdotami z pracy.

Nasza ocena: 9/10

Na rynku mamy niewiele komiksów z Ameryki Łacińskiej, a Żywa stal pokazuje, że tracimy w związku z tym całe światy. To przebogaty estetycznie, intensywny komiks, momentami trochę egzaltowany, co równoważy subtelnym humorem.  Niewątpliwy klasyk, który dobrze się czyta.

Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 10/10
Warstwa wizualna: 10/10
Wydanie i korekta: 9/10
Exit mobile version