Site icon Ostatnia Tawerna

Anulowane, a szkoda – serial „FlashForward: Przebłysk jutra”

FlashForward: Przebłysk jutra emitowany był przez stację ABC od 24 września 2009 roku. Pierwszy odcinek miał najwyższą oglądalność w swoim bloku czasowym, ale kolejne notowały wyraźne spadki i ostatecznie serial anulowano już po pierwszym sezonie. Czy słusznie?

Gimme Some Truth

Dokładnie siedem miesięcy i trzy dni – tylko tyle na ekranach telewizorów gościł serial FlashForward: Przebłysk jutra. Pierwotnie za jego produkcję odpowiadać miało HBO, ale ostatecznie trafił do stacji ABC. Reżyserem serialu został Robert J. Sawyer, który, wraz z Brannonem Bragą, odpowiadał także za scenariusz. Co ciekawe to właśnie on kilka lat wcześniej napisał powieść pod tym samym tytułem, którą z produkcją telewizyjną łączy tylko samo „globalne zamroczenie” oraz główny bohater. W obsadzie znaleźli się tacy aktorzy jak Joseph Fiennes, John Cho, Sonya Walger, Jack Davenport, Peyton List czy, znany z roli Meriadocka Brandybucka, Dominic Monaghan.

What Did You See?

Akcja serialu rozgrywa się w Los Angeles, choć tak naprawdę obejmuje cały świat. 6 października 2009 roku wszyscy ludzie tracą przytomność na dwie minuty i siedemnaście sekund. Dla wielu osób skutki tego zdarzenia są tragiczne. Samoloty spadają na ziemię, na drogach tworzą się karambole. Ci, którzy przeżyli, przypominają sobie wizje jakie mieli podczas omdlenia. Jednym z nich jest agent FBI, Mark Benford. Odkrywa, że to, co podczas „globalnego zamroczenia” widzieli ludzie, łączy się ze sobą. Wszystko prowadzi do dnia 29 kwietnia 2010. Utworzona zostaje więc sieć, gdzie każdy może opisać swoje sny, a nasz bohater dąży do rozpracowania tego, co się wydarzyło oraz uniknięcia niektórych rzeczy w przyszłości. Zwłaszcza, że jego partner, Demetri nie miał wizji, co oznaczałoby, że nie dożyje tego dnia, a jego żona, Olivia, widziała siebie z innym mężczyzną.

No More Good Days

FlashForward trudno skategoryzować. To zarówno dramat, kryminał jak i fantastyka. Jak dla mnie był czymś nowym i ciekawym. Sam pomysł ze światowym omdleniem na początku pierwszego odcinka był genialny. Z pewnością warto byłoby trochę bardziej skupić się nad jego konsekwencjami, które nie zostały za bardzo pokazane. Ale wyobraźmy sobie co działoby się, gdyby wszyscy ludzie stracili przytomność w tym samym czasie i na ponad dwie minuty. W serialu widzimy spadające helikoptery, auta spadające z mostów i ludzi wypadających z balkonów. Skupiamy się jednak tylko na Los Angeles, a nie efekcie na skalę światową.

Katastrofa szybko schodzi na drugi plan, a produkcja koncentruję się na wizji przyszłości i na tym, co stanie się za kilka miesięcy. Sny ludzi łączą się w całość. Każdy odcinek ujawnia nam nowy element układanki. Widz kibicuje Markowi, aby udało mu się rozwikłać całą sprawę. Jednocześnie, tak jak naszemu bohaterowi, trudno jest uwierzyć, że to, co widziano podczas „globalnego zamroczenia” urzeczywistni się. Faktycznie, jego małżeństwo z Olivią wygląda bardzo dobrze. Oboje się kochają, a i przyjaciel małżonki, Lloyd, nie wydaje się nią zainteresowany. A jednak w niedalekiej przyszłości wszystko ma być inaczej. Szkoda jest nam także Demetriego, który ma nie dożyć momentu objawionego w wizjach. Dlatego każdy odcinek ogląda się w skupieniu i ze sporym poruszeniem. Przy okazji nasuwa się pytania – czy gdyby ludzkość nie zemdlała i nie zobaczyła przyszłości, to byłaby ona taka sama? Wiele osób próbuje uniknąć tego, co ma się wydarzyć, a tymczasem brnie w stronę potwierdzenia objawień. Wszystko to powoduje, że FlashForward ogląda się bardzo dobrze. Identyfikacja z rozbudowanymi postaciami, przemyślenia, budowanie napięcia, wszystko to wciąga widza. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Serial miał wielu fanów na całym świecie. Nawet w Polsce organizowane były eventy, gdzie ludzie zbierali się w centrach handlowych czy parkach by udawać omdlenie na dwie minuty i siedemnaście sekund. Tymczasem w samym USA liczba widzów spadała. Pojawiły się głosy, że fabuła jest zbyt zawiła i za bardzo rozciągnięta, przez co produkcja stawała się nudna. Niezadowalająca liczba odbiorców sprawiła, że stacja ABC zrezygnowała z produkcji już po pierwszym sezonie. A szkoda, bowiem w ostatnim odcinku dostaliśmy na zakończenie scenę, która dawała wspaniałą możliwość kontynuacji. Fani do dziś żałują, że nie dowiedzą się co działo się po kolejnej, tym razem wybiegającej sporo lat do przodu, wizji.

Goodbye Yellow Brick Road

Jeden z twórców serialu, David S. Goyer, winę za niewykorzystany potencjał zrzuca na ABC. Podczas wywiadów stwierdził on, że stacja wymuszała na nich zmiany w scenariuszu i to często w ostatniej chwili. Inne były też zamysły reżysera, a czego innego chciał producent. Często pojawiają się też głosy, że FlashForward stracił wiele przez to, że zamiast HBO przejęło go właśnie ABC. Tak czy inaczej, moim zdaniem, produkcja była naprawdę ciekawa. Bez względu na to, czy były jakieś rozbieżności czy też nie, wyszło bardzo dobrze. Ja bawiłem się przy nim świetnie. Faktycznie trzeba się było na nim skupić, by nie zgubić wątku, ale czy komuś to przeszkadza? Są seriale dużo lżejsze i bardziej złożone. Sami decydujemy co wybieramy.

Szkoda więc, że amerykanie nie wybrali FlashForward. Oraz, że żadna inna stacja nie zdecydowała się na jego kontynuację. A może to tylko zabieg marketingowy? Akcja pierwszego sezonu działa się przecież w czasie niemalże rzeczywistym, 24 września oglądaliśmy wydarzenia z 6 października, a finał dziejący się 29 kwietnia my śledziliśmy 27 maja. Skoro więc wizja przy kolejnym „globalnym zamroczeniu” dotyczyła tego, co dziać się ma za kilkanaście lat, to może wówczas wyjdzie i druga seria? Z każdym rokiem jest to coraz mniej możliwe i wierzą w to tylko najbardziej zagorzali fani. Ale w sumie nie wiadomo co przyniesie nam przyszłość.

Exit mobile version