Z każdym rokiem uniwersum Marvela rozrasta się. Możemy śledzić kolejne losy naszych ulubionych bohaterów, którzy ratują znany nam świat przed wszelkim zagrożeniem. Tym razem Egmont Polska rozpoczęło wydawanie wielkiej kosmicznej sagi, czyli czegoś stricte pozaziemskiego. Anihilacja to pierwszy tom cyklu składającego się z dziewięciu zeszytów i czwarty tytuł należący do nowej serii Klasyka Marvela. Tak się złożyło, że mam okazję zrecenzować dla was ten komiks.
Historia przedstawiona w pierwszym tomie Anihilacji pierwotnie została opublikowana w zeszytach Drax the Destroyer #1-4, Annihilation: Prologue oraz Annihilation: Nova #1-4.
Drax Niszczyciel przedstawia historię tytułowego bohatera. Statek więzienny z Draxem i innymi skazańcami na pokładzie rozbija się na Ziemi. Bracia Krwi wraz z skrullem imieniem Paibok biorą w niewolę mieszkańców pobliskiego miasteczka. Wśród nich żyje nastolatka Cammi, która, wychowywana przez matkę alkoholiczkę, dostaje szansę na oderwanie się od ponurej rzeczywistości. W ucieczce pomaga jej Drax.
Anihilacja: Prolog przenosi nas w okolice Księżyców Kylnu. To właśnie one jako pierwsze padają pod naporem złowrogiej Fali Anihilacji. Ta zaś nieprzerwanie zmierza w stronę siedziby Korpusu Nova. W końcu osiąga swój cel i Xandar zostaje doszczętnie zniszczony. Jedynymi ocalałymi z katastrofy są Richard Rider, Drax, Cammi oraz Xandarski Wszechumysł.
Tak naprawdę dopiero Anihilacja: Nova jest początkiem całej przygody. Poprzednie zeszyty były jedynie wprowadzeniem do prawidłowej akcji. W tej części Richard staje się nosicielem Wszechumysłu, który doprowadza go niemal do szaleństwa. Jedynym ratunekiem pozostaje dla niego Drax. Niszczyciel trzyma go w ryzach i szkoli na wojownika mającego w przyszłości zniszczyć Annihilusa, władcę Strefy Negatywnej, odpowiedzialnego za Anihilację.
Przez pewien czas bardzo trudno było mi „wgryźć się” w fabułę. Nie mamy tutaj do czynienia z historią jednego superbohatera, którego losy śledzimy przez wszystkie tomy. W Anihilacji cała akcja rozpoczyna się od dosyć gwałtownego zrywu, bo widz zostaje natychmiast wepchnięty w wir wydarzeń. Trzeba maksymalnie skupić się zarówno na obrazkach, jak i prowadzonych dialogach, aby zrozumieć ogólny sens czytanych zdań. Na szczęście twórcy umieścili w komiksie dodatki mające pomóc w zrozumieniu niektórych wątków. Są to fragmenty bazy danych Wszechumysłu rozpisane na poszczególnych planszach. Przedstawiają one między innymi członków Korpusu Nova i wyjaśniają, skąd w ogóle wziął się Annihilus.
Strona graficzna prezentuje się wyśmienicie. Sceny są doskonale narysowane, a także wypełnione żywymi kolorami, co mocno urozmaica komiks. Wszystkie miejsca, bronie czy kostiumy wykonano z najwyższą pieczołowitością. Świetnie zostały oddane również postacie. Zwłaszcza autorzy Mitch Breitweiser (kreska) i Brian Reber (kolory) zadbali o to, żeby ich bohaterowie wyglądali bardziej realnie. Natomiast June Chung i duet Scott Kollins/Ariel Olivetti postawili na nieco ciemniejsze i bajecznie ilustracje. Dlatego też Drax Niszczyciel wygrywa pod względem graficznym z resztą zeszytów.
Anihilacja pozostawia po sobie pewien niedosyt, co zaostrza tylko apetyt na sięgnięcie po jej kontynuację. Na pewno ten komiks jest czymś nowym w uniwersum Marvela. Pokazuje, że bohaterowie spoza Ziemi również mogą być interesujący i niekoniecznie pragną przejąć władzę nad światem. Mają własne problemy i wrogów, z którymi muszą się mierzyć. Lektura obowiązkowa dla każdego wielbiciela tego gatunku.