Site icon Ostatnia Tawerna

„Amerykańscy bogowie” – podsumowanie 1. sezonu

Jakiś czas temu odbyła się premiera ostatniego odcinka pierwszego sezonu serialu na podstawie książki Neila Gaimana pod tytułem Amerykańscy bogowie. Nasza redakcja nie mogła sobie odmówić obejrzenia produkcji i ocenienia jej. Poniżej przedstawiamy kilka opinii naszych redaktorek, którym bardzo spodobał się ten serial.

Bryan Fuller jest tym producentem telewizyjnym, którego Neil Gaiman potrzebował i na którego zasługiwał. Seriale Fullera zawsze były ucztą wizualną – czy to w wydaniu eleganckim, jak Hannibal, czy w atakującej oczy feerii cukierkowo-kwiatowych motywów, jak w Pushing Daisies. Ten styl pasuje do narracji Gaimana idealnie. Jeżeli książka sprawiała wrażenie lejącej się jak melasa, to serial Amerykańscy bogowie idealnie odpowiada temu w kwestii tempa. I nie jest to żaden minus. To, na co patrzymy, to uczta tak bogata w smaki i syta, że po seansie może być nam potrzebna drzemka.

Elementy, które zostały dodane do opowieści, udały się. Historia Laury, jej socjopatycznej osobowości i braku umiejętności cieszenia się z czegokolwiek, pomogła widzowi w zrozumieniu dlaczego po śmierci Cień nagle stał się jej światłem i jedynym celem. Sąd boga Anubisa nad duszami daje pięknie prezentujący się wgląd w życie pośmiertne, nawet jeżeli nie wierzysz w nie. Spotkanie Wednesdaya z Wielkanocą, które z książkowego pikniku pod drzewem w San Francisco zmieniło się w coroczną wystawną imprezę – cudo. Lista gości pełna Jezusów będzie chyba moim ulubionym motywem z pierwszego sezonu. Wszystkie te motywy zgrywają się z książkowymi scenami tak jakby były w powieści od początku.

Amerykańscy Bogowie – Sezon 1

Amerykańscy Bogowie – Sezon 1

Nad obsadą będę zachwycać się pomiędzy sezonami, a i pewnie po zakończeniu produkcji. Nie ma chyba nazwiska, które nie pasowałoby mi do swojej roli. Czekałam niecierpliwie na Petera Stormare i Crispina Glovera, i nie zawiedli mnie w swojej – po kolei – obskurnej ruskowatości i dobrze wypracowanym, eleganckim dziwactwie. Pablo Schreibera, jako Szalonego Sweeneya odkryłam na nowo, po roli w Orange is the New Black. Tęsknię też już za Audrey, czyli Betty Gilpin, bo ta wspaniała i zgorzkniała oraz sarkastyczna kobieta spełniła już swoją rolę, wysyłając oboje małżonków Moon w drogę po ich przeznaczenie. Ricky Whitle w niektórych scenach wypada cienko przy tuzach aktorstwa jak Ian McShane czy Glover, ale ogólnie pasuje do roli. Kristin Chennoweth nie zawiodła mnie jako Wielkanoc – na taką rolę czekałam od jej występu w Pushing Daisies.

Jeżeli miałabym czegoś się czepiać, to graniczącego z fetyszem uwielbienia Fullera dla fontann krwi. Najlepiej zmieszanych z deszczem. Wystawiam najwyższą ocenę, jaką tam macie. Polecam!  – Ruda

 

Nim zaczęłam oglądać Amerykańskich bogów, najpierw przeczytałam książkę Neila Gaimana pod tym samym tytułem. Jak wiadomo serial jest ekranizacją tej powieści. Byłam zafascynowana tym, w jaki sposób autor łączy to, co zwykle uznaje się za wyrafinowane, z tym, co przyciąga popularnością i prostotą wydźwięku. Świat pełen starych i nowych bogów przeplata się z mitologicznym, zaś przyziemna problematyka z kwestiami ostatecznymi. Tym samym Gaiman zapewnił czytelnikowi oryginalną i niejednoznaczną dawkę wrażeń. A jak ma się to do serialu?

Amerykańscy Bogowie – Sezon 1

Gdy w 2016 roku Starz zapowiedział pierwszy sezon serialu na postawie scenariusza Gaimana, oczekiwało się potencjalnego hitu. W końcu powieść Amerykańscy bogowie zdobyła uznanie i rozgłos, a prestiżowa nagroda Hugo, czyli najwyższe wyróżnienie w fantastyce, mówi samo za siebie. Wystarczyło tylko przenieść klimat książki na mały ekran.

Według mnie twórcy wyszli z tego obronną ręką. Mało tego, udało im się stworzyć serial, który nie tylko zachwyca wizualnie, ale też kryje w sobie jeszcze wiele tajemnic. Kiedy zaczynamy odkrywać pierwsze karty, znów jesteśmy zaskakiwani czymś nowym, co sprawia, że koniecznie musimy obejrzeć kolejny odcinek. Twórcom udało się utrzymać dobre tempo akcji, serwując przy okazji wiele zapadających w pamięć epizodów (nie tylko brutalnych – przygotujcie się na sceny seksu, jakich dotąd nie widzieliście) oraz świetnie rozpisane dialogi. To ostatnie dotyczy Pana Wednesdaya (Ian McShane), który charyzmą i błyskotliwością przyćmił wszystkich bohaterów. Nawet samego Cienia (Ricky Whittle). Chociaż z początku bardzo podobała mi się jego gra aktorska, to gdzieś po drodze zaczynał męczyć mnie jego stoicki spokój. Tak samo denerwowała mnie Laura (Emily Browning). Nie polubiłam tej postaci i czekałam tylko, aż sceny z jej udziałem w końcu dobiegną końca (jakże wynudziłam się przy poświęconym jej odcinku).

Nowi i starzy bogowie i wszystkie inne mityczne stworzenia przewijają się przez cały serial, wnosząc powiew świeżości do każdego kolejnego odcinka. Ich historie są naprawdę ciekawie opowiedziane i idealnie oddają kwintesencję fabuły. Zakończenie pierwszego sezonu to był audiowizualny majstersztyk! Mam nadzieję, że zobaczymy więcej takich scen z udziałem najpotężniejszych bogów. Czekam niecierpliwie na kontynuację! – Agido

 

Amerykańscy Bogowie – Sezon 1

Opinii o Amerykańskich bogach będzie tyle, ile widzów. Wydaje mi się jednak, że przeważają te pozytywne, bo serial zapiera dech w piersi rozmachem i epickością, jednocześnie nie zapomina o swoich postaciach – każdej dając pięć minut sławy, motywację i skomplikowaną backstory. Zakończenie jest okropne – w sensie okropnego cliffhagera. Ech, Wielkanoc wie jak rozruszać imprezę.

starzy bogowie kontra nowi. Niecny plan Wednesdaya i tajemnicza rola Shadow Moona, którego z jakiejś racji obie strony chcą mieć za poplecznika. Jakaś jedna trzecia książki Gaimana została zekranizowana w pierwszym sezonie Amerykańskich bogów, ale fabuła już odbiega od oryginału. Czy to dobrze, czy źle zależy od tego jak wielkim fanem jesteście i czy to w ogóle przeszkadza w odbiorze. Mnie wszystko wydaje się logiczne i potrzebne (może z wyjątkiem większości scen z Bilquis) i dobrze wgrywa się w ekscytującą całość.

Aktorzy zostali dobrani perfekcyjnie, szczególnie zachwycona jestem Shadow Moonem Rickiego Whittle’a, Media Gillian Anderson oraz oczywiście Panem Wednesdayem Iana McShane’a. Jestem też wieczną fanką zawsze perfekcyjnej Kristin Chenoweth. Jej Wielkanoc podbiła moje serce, a przyjęcie z kilkunastoma różnymi Jezusami rozbawiło do łez. Za to zaświaty Ibisa i Anubisa są przepiękne i ciężko je ogarnąć myślami.

Amerykańscy bogowie do dobra, przepięknie zekranizowana i brutalna rozrywka (HBO by się nie powstydziło), ciekawy komentarz na temat wiary oraz zwyczajnie bardzo dobry serial, który każdemu mogę polecić. Bryan Fuller odwalił kawałek porządnej roboty! – Mongfind

 

Amerykańscy Bogowie – Sezon 1

Muszę przyznać, że Amerykańscy bogowie byli jednym z najbardziej oczekiwanych przez mnie nowych obrazów telewizyjnych. Należę do osób, którym nie przeszkadzają ekranizacje ich ulubionych książek, o ile są one zrobione z głową. Można coś pozmieniać, dodać nowe wątki, których nie było w pierwowzorze – dzięki temu widz zaznajomiony już z historią także zostanie zaskoczony. Nie każda pozycja nadaje się jednak do adaptacji.

Choć może nie tyle nie nadaje, co może nastręczać pewne trudności. Historia Cienia i Wednesdaya stworzona przez Gaimana wciąga tak bardzo, że czytelnik oderwie się od niej dopiero, kiedy dojdzie do ostatniej kropki. Stacja Starz zdecydowała się na przeniesienie Amerykańskich bogów na małe ekrany. Pomysł zacny, ale niezwykle niebezpieczny. To nie jest bowiem zwykła historia o zatargu starych bóstw z nowymi. Książka ma swoją głębię, drugie dno. Czy twórcy potrafili je odnaleźć i wiarygodnie przedstawić?

Jak najbardziej. Serial Amerykańscy bogowie to produkcja, którą grzechem byłoby ominąć. Idealnie oddaje zamierzenia Gaimana, wpisuje się w obraz kreowany przez odbiorców podczas czytania tej pozycji. Czego w tym serialu nie ma – mamy motyw podróży, przez chwilę jest to opowieść drogi, starcia dwóch odrębnych wizji świata, utraconej miłości. Stare miesza się z nowym, współczesna technologia z zapomnianymi wierzeniami. Każdy odcinek został dopracowany, każda postać dostaje swoje pięć minut, nic nie zostało w tej produkcji potraktowane po macoszemu. Nic tylko czekać na kolejny sezon serialu. – Katriona

A co wy sądzicie o tej produkcji? Którą postać polubiliście najbardziej?

Exit mobile version