Site icon Ostatnia Tawerna

„Alicia Online” – recenzja gry

Czasami myślę sobie o tym, jaka jestem stara. Prawie trzydziestka na karku, sporo życiowego doświadczenia i doskonała znajomość uroków i wad dorosłego życia. Chyba każdy, kto musiał w pewnym momencie porzucić beztroskie dzieciństwo i studenckie imprezy na rzecz martwienia się o rachunki doskonale wie, co mam na myśli. Wiecznie gdzieś pędzimy, ciągle czymś się zamartwiamy – pielęgnujemy w sobie tego dorosłego, którym kiedyś w ogóle nie chcieliśmy być. Jednocześnie zapominamy, że nadal mamy w sobie coś z dzieci i że tym naszym wewnętrznym pociechom też trzeba poświęcić należną uwagę.

Pamiętam, że jako mała dziewczynka bardzo chciałam nauczyć się jeździć konno. Wyjazd na obóz jeździecki był szczytem moich marzeń – niestety zbyt drogim, bym mogła je spełnić. Później przez wiele lat spychałam je gdzieś na samo dno swoich potrzeb i pewnie tkwiłoby tam nadal, gdybym nie przeczytała o jedynym działającym na świecie serwerze gry Alicia Online. Wersja oficjalna upadła już parę lat temu, a mimo to fani własnymi siłami wskrzesili ją do życia. Nie chcę, żebyście mnie źle zrozumieli: ta gra nie sprawiła, że nauczyłam się jeździć konno i spełniłam marzenie z dzieciństwa. Sprawiła natomiast, że chociaż przez chwilę poczułam się znowu jak mała dziewczynka, która była w stanie usiąść w siodle i po prostu pomknąć przed siebie, nie oglądając się na dorosłych, którzy mogliby stwierdzić, że osobie w jej wieku nie przystoją takie gry.

Pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić po zalogowaniu się, jest stworzenie swojego awatara i konia, na którym przyjdzie nam jeździć. Opcji konfiguracji nie znajdziemy zbyt dużo, ale w niczym to nie przeszkadza, ponieważ podczas rozgrywki nie zwracamy zbytniej uwagi na wygląd naszej postaci. Następnie przechodzimy parę samouczków, które uczą nas mechaniki jazdy na koniu (jeśli kiedykolwiek sądziliście, że w grach jest to łatwe, to… nie, nie jest). Po kilku udanych próbach otrzymujemy przepustkę do pełnej zawartości gry i możemy wziąć udział w wyścigach. I tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa. Nigdy wprawdzie nie byłam wielką fanką wyścigówek, ale muszę przyznać, że żadne nie wciągnęły mnie tak bardzo, jak te w Alicii. Tutaj pewnie część z was powie, że skoro grę adresowano do dzieci i młodszej młodzieży, to zapewne jest szalenie prosta i łatwa – nie, i na tym polega jej ogromna zaleta. To tytuł opierający się nie na statystykach postaci czy pancerzu konia, a na skillu gracza. Podczas jazdy musimy uważać nie tylko na przeszkody, ale również na czary, którymi mogą nas uraczyć (i na pewno uraczą!) inni gracze. My również możemy napsuć im krwi, ale musimy nauczyć się efektów zaklęć, znać mapy i wiedzieć, gdzie najlepiej stworzyć lodową barierę albo uniemożliwić skakanie. Są też zaklęcia, które można odeprzeć lub… przerzucić ich efekty na innego gracza. To wszystko sprawia, że wyścigi są bardzo emocjonujące i aż do samego końca nie wiadomo, kto tak właściwie zwycięży (nieraz zdarzyło mi się jechać przez większość czasu na szarym końcu i ostatecznie wylądować na podium). Jest to bardzo sprytna mechanika, która uniemożliwia powstanie sytuacji, w której wygrywają jedynie wysokopoziomowi gracze. Tutaj liczy się przede wszystkim umiejętność myślenia, zręczność i odrobina szczęścia.

Jednak nie tylko o wygrywanie tu chodzi. Produkcja ma już swoje lata i jej grafika może już nieco trącić myszką (szczególnie jeśli ktoś nie przepada za azjatyckimi klimatami), ale posiada bardzo wysoki stopień grywalności, który sprawia, że przyjemnością okazuje się samo ściganie się i sporej części graczy jest wszystko jedno, kto tak naprawdę stanie na podium. Wyścigi są krótkie (trwają około trzech minut) i jeśli nie udało się nam tym razem, to za chwilę będziemy mogli spróbować ponownie. Jest to czynnik, który bardzo skutecznie obniża poziom stresu. Zwykle w tytułach opartych na rywalizacji istnieje problem z toksyczną społecznością, hejtem, wyzywaniem się od noobów i dowiadywaniem się, co inni gracze robili z naszą matką. Tutaj tego nie ma – mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że gracze Alicii to jedna z najfajniejszych i najbardziej kulturalnych społeczności, jakie kiedykolwiek miałam przyjemność spotkać. Istnieje tylko jeden serwer, na którym bawią się gracze różnych nacji (głównie Polacy, Rosjanie i Koreańczycy) i wszyscy są dla siebie bardzo mili. Dodam też, że gra pomimo leciwej grafiki posiada bardzo ładne animacje – w żadnej chyba nie widziałam tak płynnie i zgrabnie ruszających się koni. W tle przygrywa nam natomiast przyjemna muzyka, która może nie wpada zbytnio w ucho (nie licząc piosenki przy logowaniu się na serwer), ale też nie przeszkadza. Zawsze zresztą można ją wyłączyć i puścić sobie swój ukochany death metal.

Plusem jest też fakt, że nie musimy przejmować się mikropłatnościami. Wszystkie potrzebne akcesoria możemy zakupić za walutę z gry (marchewki), którą zdobywamy podczas wyścigów, i nie trzeba jej wcale dużo, żeby szybko wyposażyć naszego wierzchowca. Alicia uczy nas też, że dobre siodło to nie wszystko: koń potrzebuje też jedzenia, odrobiny zabawy i musi mieć czystą grzywę. Każdy gracz posiada swoje własne ranczo, na którym nie tylko pielęgnuje posiadane przez siebie wierzchowce, ale również może spotykać się ze znajomymi.

Podsumowując: to jedna z tych gier, która ma szansę obudzić nasze wewnętrzne dziecko i zapewnić mu odrobinę rozrywki, za którą być może latami tęskniło. Jest też idealnym pomostem między tym właśnie dzieckiem, a dorosłym, którym się staliście – w końcu po całym dniu pracy nie ma nic przyjemniejszego od wskoczenia na wirtualne siodło i rzucenia na kogoś wyjątkowo perfidnego czaru.

Jeśli moja recenzja was zachęciła, zajrzyjcie pod TEN ADRES – znajdziecie tam informację, jak pobrać i zainstalować grę.

Nasza ocena: 8/10

Angażujące wyścigi, które zadowolą wewnętrzne dziecko i dadzą dużo radości dorosłemu. Małe "dziwactwo", któremu naprawdę warto dać się porwać!

Grywalność: 9/10
Oprawa audiowizualna: 7/10
Balans: 9/10
Community: 8/10
Exit mobile version