Site icon Ostatnia Tawerna

„Ale to już było!” – krótka wizyta w krainie koszmarów. Recenzja filmu „Slumber”

Każdy z nas przynajmniej raz w życiu miał koszmar, kiedy po wybudzeniu, zlany potem, bał się ponownie zasnąć. Niektórzy doznali paraliżu przysennego, będącym  szczególnym stanem, przyprawiającym o ciarki już na samą myśl! Z całego repertuaru zaburzeń snów, parasomnie są najbardziej przerażającym doświadczeniem. Jeśli wierzyć badaczom kulturoznawstwa oraz antropologom, doświadczenia te są głęboko zakorzenione w wierzeniach ludowych. W wielu odmiennych od siebie kulturach doznanie paraliżu przysennego jest związane z  atakiem istoty demonicznej. Każda z kultur przyjmuje odrębną nomenklaturę na określenie tego rodzaju oddziaływania

Niezbadany ląd

 Slumber Jonathana Hopkinsa próbuje, w sposób parcjalny, ukazać demonizację naszych snów, będących często (tak jak w podejściu psychodynamicznym) zmarginalizowanymi głęboko do podświadomości traumami z okresu dzieciństwa. Twórcy, konceptualizując główną problematykę, inspirowali się biografiami osób cierpiących na zaburzenia snów. We współczesnym kinie grozy, obfitującym masowo w zjawiska paranormalne eksplorowanie podwalin  świata nadprzyrodzonego oraz sfery duchowej wydaje się być dobrym zagraniem. Wszelkie próby oddziaływania podprogowego na świadomość odbiorcy mogą potęgować odczucie niepokoju i strachu. W okresie przeżytku produkcjami, których  leitmotiv nie stanowi już żyznej ziemi dla upraw (artystycznych rzecz jasna!) i nie przynosi pokaźnych plonów w postaci innowacji, ciężko o naprawdę mocny, zapadający w pamięć viralowy horror. Stąd też, penetrowanie świata metafizycznego w narracjach filmowych jest dość pożądanym aspektem, dającym różnorodne możliwości interpretacji. Niestety, jak to w życiu bywa, nie zawsze ilość przekłada się na jakość.

Kadr z filmu „Slumber”

Moda na duchy

Analizując i interpretując z różnych perspektyw współczesne horrorowe produkcje, można odnieść usilne wrażenie o ich schematyczności. Obecnie połowa (nie jest to przesadzony wynik) nowożytnych horrorów  epatuje grozą nadprzyrodzoną. Horrory typu ghost story pojawiają się nader często zarówno na  amerykańskim, jak i hiszpańskim rynku filmowym. Część z nich utrzymana jest w konwencji found footage. Na podstawie tych obserwacji można wysnuć wniosek, że zapanowała moda na duchy. Bez wątpienia znaczący wpływ na to popkulturowe boom miała twórczość Jamesa Wana, którego seria Naznaczony oraz dylogia Obecność , stały się nie tylko sukcesem kasowym, ale również najbardziej innowacyjnymi filmami grozy ostatnich lat! Tegoroczny Slumber, opierając się na Wanowskiej konwencji, stara się doścignąć niekwestionowanego króla, momentami manipulując suspensem, innym zaś razem rozłożonymi w czasie jump scaerami, a jeszcze innym sugestywnie pobudzając wyobraźnię, krążąc na granicy jawy i snu.

Nie taki diabeł straszny…

Jak już wcześniej wspomniałem, ilość nie zawsze przekłada się na jakość. W przypadku Slumber to stwierdzenie po części się sprawdza. Obraz Hopkinsa pozostawia wiele do życzenia, zwłaszcza w sferze realizacji wątków fabularnych. Powierzchowne ukazanie problematyki zaburzeń snów, schematyczne rozstrzygnięcia akcji, minimalizm przestrzenny, sprowadzający orbis exterior do dwóch przestrzeni, trywialność postaci to najpoważniejsze mankamenty filmu. Mimo na pozór intrygującej koncepcji, holistyczne ujęcie nie prezentuje się zbyt okazale. I tym razem można to z siebie wydusić – w pełni niewykorzystany potencjał!

Kadr z filmu „Slumber”

Małe déjà vu

 Siedząc w okowach zaciemnionej sali kinowej, chłonąc treści przekazywane na dużym ekranie, zgoła napawające aurą enigmatyczności i mroku, można doznać odczucia déjà vu. Lewitujące i samoczynnie przesuwające się łóżko przywodzi na myśl kultowego Egzorcystę. Z kolei  Armado, poczciwy  starzec  o zdolnościach mediumicznych, dzięki  życiowej mądrości  i najlepszemu rozeznaniu  w sytuacji staje  się pomocną dłonią wyciągniętą w chwilach śmiertelnego zagrożenia, bez zwątpienia kojarzyć się może  z inną bardzo dobrze znaną postacią spirytualnego uniwersum, z Tanginą Barrons, która w podobny sposób, wykorzystując swoje duchowe zdolności, próbowała uratować rodzinę w  horrorze  Duch w reżyserii Tobe’a Hoopera. Córka głównej bohaterki, rysująca obrazy ze swoich snów, nawiązywać może do Mamy Andresa Muschiettiego. Takich analogii filmowych w Slumber jest  znacznie więcej.

Kadr z filmu „Slumber”

Podsumowując, Slumber to kolejny w tym roku horror ze średniej półki, który pokazuje, jak trudno w dzisiejszych czasach o dobry, innowacyjny film grozy. Nie odbierając Hopkinsowi niezłego pomysłu na stworzenie sugestywnego onirycznego obrazu, należy zaakcentować, iż jest to jeden z nielicznych filmów  wkraczających w świat koszmarów sennych i związanych z nim demonów.  Miejmy nadzieję, że kolejne produkcje, dotykające tej sfery, okażą się dużo bardziej obiecujące, a fraza ale to już było! zniknie z naszych ust bezpowrotnie.

Nasza ocena: 4,3/10

Schematyczny, sztampowy horror, próbujący ukazać krainę ludzkich snów jako bezdenne pole do eksplorowania. Warto obejrzeć, choćby z uwagi na motyw przewodni.



Fabuła: 5,5/10
Bohaterowie: 4/10
Oprawa wizualna: 4/10
Oprawa dźwiękowa: 4/10
Exit mobile version