Site icon Ostatnia Tawerna

„Alcatraz kontra Bibliotekarze #2: Kości Skryby” – recenzja książki

Sanderson – mój ulubiony żyjący pisarz, mam wszystkie jego utwory wydane w Polsce. Ostatnim książkowym nabytkiem jego autorstwa  jest właśnie druga część przygód Alcatraza Smedry’ego o tytule Kości Skryby. Odbiega ona bardzo od tego, co zaserwował nam Brandon w swoich innych książkach. Zamiast kawałka dobrego epic fantasy, dostajemy coś, co ciężko jest mi jednoznacznie zdefiniować, jeśli chodzi o gatunek. Najprościej rzecz ujmując, utwór ten przeznaczony został dla dość wybrednej grupy odbiorców, a mianowicie dzieci i młodzieży do lat 14. Ale czy starszy czytelnik nie może się dobrze bawić, czytając go? O tym dowiecie się z mojej recenzji. Zapraszam.

Zacznijmy od fabuły. Nie zamierzam tu spoilerować pierwszej części przygód naszego bohatera, ale pewne informacje muszę podać. Na samym początku chciałbym was poinformować, że żyjemy w kłamstwie. Ułudzie, która od wieków jest nam wciskana przez złych i okropnych Bibliotekarzy. Jedynie przedstawiciele Wolnych Królestw (leżących na trzech dodatkowych kontynentach) opierają się ich mrocznej tyranii. Alcatraz Smedry jest dla tych ludzi swego rodzaju bohaterem. Uzbrojony w talent do psucia wszystkiego co popadnie, posiadający ekstrawagancką rodzinkę i nie mniej szalonych przyjaciół stanowi ostatnią linię obrony przed pracownikami Bibliotek. W tym tomie wraz ze swoim stryjem Kazaniem, najlepszą przyjaciółką Bastylią i dwoma innymi wielce ciekawymi postaciami wedrze się do legendarnej Biblioteki Aleksandryjskiej w celu odszukania swego dziadka oraz odnalezienia ojca. Na jego drodze, poza nieumarłymi kustoszami Biblioteki, stanie przedstawiciel pradawnej sekty Bibliotekarzy o nazwie Kości Skryby. Czy Alcatrazowi uda się ujść cało z tej opresji? Odpowiedź znajdziecie, czytając recenzowaną przeze mnie książkę.

Osobiście musze przyznać, dawno nie miałem tak dużej radości z czytania. Sanderson to mistrz, nie bójmy się tego słowa, mistrz pióra. Takiej lekkości w swego rodzaju dialogu z czytelnikiem nie spotkałem u żadnego innego autora. Książka została napisana w pierwszoosobowej narracji. Brandon przez postać Alcatraza burzy czwartą ścianę, niczym Deadpool (tak, on znowu stoi mi za plecami), i zwraca się do czytelników (Już lubię tego Alcatraza. Gdzie go mogę spotkać? – Deadpool). Cały utwór to naprzemienne opisy bardzo dynamicznej akcji, bezpośrednie zwroty do nas oraz mrowie dziwnych, nierzadko śmiesznych wtrąceń i porównań. Uśmiałem się jak głupi. Kości Skryby są w mojej ocenie majstersztykiem. Brandon sprytnie przywołuje innych autorów (przykładem niech będzie Garth Nix, do którego odnosi się w jednym rozdziale) oraz tworzy naprawdę świetne nowe słowa. W tym wypadku obłędni są bibliotełgarze (ang. liebrarians). Całość jest naładowana humorem, a nawet najmroczniejsze momenty okazują się po prostu zabawne (ostatniej dwie strony chociażby).

Książka została wydana w miękkiej oprawie ze skrzydełkami, a w środku umieszczono morze ilustracji autorstwa Hayley Lazo. Jej dzieło zdobi też przednią stronę okładki. Jest więcej niż dobrze.

Podsumowując, warto, naprawdę warto zapoznać się z tym tytułem. Śmiem postawić tezę, że z każdą książką Sanderson jest coraz lepszy i już niewiele mu brakuje, by doścignąć Tolkiena (nie sądziłem, że kiedykolwiek powiem lub napiszę te słowa). Utwór ten okazał się czymś niesamowitym. Niby przeznaczony dla młodszych czytelników, ale też starzy wyjadacze, nerdy i geeki uśmieją się do łez, czytając to. Jeśli chcecie zapoznać się książką, w której autor pięknie krytykuje samego siebie, a poza tym serwuje nam masę radości i śmiechu, to seria o Alcatrazie Smedrym jest w sam raz dla was. Ja się ubawiłem. Deadpool chyba też, ponieważ jakoś przycichł i już nie chce mi odciąć rąk. (Nie tyle nie chcę, po prostu nie mam wykałaczki, a czubek katany idealnie do dłubania w zębach się nadaje – Deadpool). Zapraszam do lektury.

Exit mobile version