Z wydawnictwem Novae Res jak do tej pory zetknąłem się przy okazji pamiętnej recenzji Twierdzy Kimerydu M. Pioruńskiej, więc mając na uwadze tamten koszmar, z dość dużą rezerwą i sceptycyzmem zasiadłem do lektury Ucznia Nekromanty. Co z tego wynikło? O tym opowie niniejsza recenzja.
Fabularny „uporządkowany” chaos
Zacznijmy zatem od fabuły, bowiem jej opis to najtrudniejsze, czego przyjdzie mi dokonać w tym artykule. Nie mam bladego pojęcia, jak dobrze ująć w słowa to, co zawiera książka. Mamy tu masę wątków i wiele postaci. Większość pojawia się tylko epizodycznie, ale ich wpływ na dalszy rozwój wypadków i na głównych bohaterów jest niebagatelny. Autor postarał się, by każde, nawet najbardziej niewinne wydarzenie stanowiło podwaliny wielkiego finału. Główną osią fabuły jest dzieciństwo i młodość Norgala. Chłopak ten nie zna swoich rodziców i jest wychowywany przez niejakiego Mistrza oraz jego siostrę, Mistrzynię. Z czasem odkryty u niego zostaje talent do nekromancji. Wtedy okazuje się, że jego opiekun także para się tą mroczną sztuką. Norgal postanawia pobierać u niego nauki. Nie wie, że to dopiero początek jego wielkiej przygody pełnej niesamowitości, a jej finał odmieni oblicze świata. Razem z mieszkającym w jego umyśle Gniewem będzie musiał zrobić wszystko, by nie dopuścić do apokalipsy oraz by nie oddać głowy pod topór za praktykowanie mrocznej magii.
Uznajmy, że na tym zakończę opis fabuły, bowiem, jak wspomniałem, liczba pobocznych wątków jest wprost przytłaczająca, a czereda postaci wprowadzanych na karty książki wręcz niemożliwa do zapamiętania.
O warsztacie literackim słów kilka…
Jakkolwiek by się mogło nie wydawać, to książka została niezwykle sprawnie napisana. Postacie są wyraziste, a ich perypetie przyciągają uwagę. Sam pomysł na powieść jest naprawdę oryginalny, ale nie brak tutaj klasycznych motywów fantasy, takich jak spora liczba ras czy szkoły magii. Sam świat wydaje się żywy i względnie realistyczny pomimo osadzenia całości akcji praktycznie w jednym mieście. Jednak nie wszystko jest tak kolorowe. Najgorzej na tle fabuły i ogólnie kreacji świata wypada język, jakim została ta książka napisana oraz pewna dość denerwująca cecha narratora. Po pierwsze słownictwo użyte do opisu wydarzeń bardziej nadaje się na język poety niż epika. Autor tworzy wielopiętrowe opisy, które w dużej części nie są potrzebne. Dodatkowo nie ma złotego środka w stylistyce. Na jednej stronie możemy obcować zarówno z wysokim językiem opiewającym czyjąś urodę, jak i wulgarnym dialektem opisującym sceny seksu. Będąc przy warstwie erotycznej powieści, muszę wypunktować, że pojawia się ona zbyt często, a niektóre jej odsłony są wręcz obrzydliwe. To pierwsza przeczytana przeze mnie książka, w której opisano przebieg gwałtu. Nigdy więcej. Autor ma problemy z piórem, bo tam gdzie akcja winna być wartka, to ją za bardzo rozwleka, a tam gdzie nie, jest zupełnie odwrotnie. Nudzi to na dłuższą metę. Dodatkowo narrator ma dość męczącą cechę w postaci streszczania wypadków z góry. Właściwie już po pierwszym rozdziale można przewidzieć, jak utwór się skończy.
Wydanie bez szału…
Odnośnie warstwy wizualnej też nie idzie się do niczego za bardzo doczepić. Zdarzają się tu i ówdzie literówki i chochliki drukarskie, ale to nie przeszkadza. Na pochwałę zasługuje dodanie map na okładkach i względnie dobra gramatura papieru. Jest w porządku.
Podsumowując, Uczeń nekromanty to książka co najwyżej średnia. Dobra fabuła została zniszczona przez koszmarny język. Można przeczytać, ale nie trzeba.
Nasza ocena: 6,1/10
Średniej jakości czytadło. Czasem obrzydzi, a czasem rozweseli. Nic specjalnego.Fabuła: 6,5/10
Bohaterowie: 7/10
Styl: 4/10
Korekta: 7/10