Scenarzysta Lazarusa Greg Rucka wspomniał kiedyś, że pierwotnie planował opowiedzieć historię o Forever na przestrzeni stu pięćdziesięciu zeszytów. Jest to liczba astronomiczna, gdyż tyle mają oryginalni Sandman i Lucyfer razem wzięci. Później ta liczba uległa zmniejszeniu o połowę, choć i tak trudno stwierdzić, na ile taki scenariusz uda się zrealizować.
Cykl życia komiksów bywa różny – jeśli coś dobrze się sprzedaje, to zazwyczaj powstaje tyle numerów, ile sobie zaplanowali twórcy. Bywają też sytuacje, że mimo popularności dany tytuł robi sobie przerwę – i choć cykl wydawniczy nie został zakończony, to dalsze numery się nie ukazują. Takie wakacje miała Saga Briana K. Vaughana i Fiony Staples, która niedawno wróciła po przeszło trzyipółletniej przerwie. Ciut inaczej ma się sprawa z takimi pozycjami jak Lady Killer czy Niewidzialna Republika, gdzie w obu przypadkach twórcy zdobyli sławę i przeszli do dużych wydawnictw, porzucając swoje autorskie projekty. Niemniej każda taka przerwa jest stresująca dla czytelnika, bo nigdy nie wiadomo, czy będzie tymczasowa, czy jednak na stałe.
Lazarus także w pewnym momencie przestał być wydawany. Spowodowane to było napiętym grafikiem rysownika Michaela Larka. Ostatni zeszyt oryginalnej serii w USA pojawił się w marcu 2017 roku. Scenarzysta Greg Rucka postanowił jednak wykorzystać ten czas na napisanie spin-offa nazwanego X+66, z gościnnym udziałem innych artystów. I stała się tutaj niesamowicie rzadka rzecz, gdyż dzieło poboczne dorównywało jakością głównej serii (więcej o X+66 możecie poczytać w tej recenzji). Lazaursa pokochałem za to, że każdy kolejny tom wyraźnie się różnił klimatem od pozostałych – od dramatu postapo, przez opowieść szpiegowską, aż po historię wojenną. Spin-off poszedł o krok dalej i przedstawił konflikt wokół rodziny Carlyle z kolejnych perspektyw, co zeszyt zmieniając bohaterów.
Zagraj to jeszcze raz, Forever
Niestety mam wrażenie, że szósty tom zatraca ten kredyt zaufania. Lazarus powrócił w USA w marcu 2019 roku i na całe szczęście Taurus wydał go w Polsce (czego nie mogę powiedzieć o zakończeniu Żywych trupów i Black Science). W oryginale nowa seria ma podtytuł Risen, jednak u nas wydawana jest po staremu. Tym razem Rucka dostarczył czytelnikom scenariusz bardzo zbliżony do piątego tomu. Fabuła ponownie skupia się na działaniach wojennych, gdzie inicjatywę tym razem przejmuje rodzina Carlyle, eliminując łazarzy przeciwnika. Forever dalej czuje się zagubiona, choć jej siostra Bethany jako jedyna zdaje się być wobec niej szczera. Liźnięty też zostaje wątek Eve, młodszej wersji łazarza rodziny Carlyle, lecz nie wiedzie on do żadnej konkluzji. I tyle. Na 142 stronach bardzo mało się dzieje, nie dochodzi do żadnych przełomów (poza cliffhangerem na końcu, ale to się nie liczy), a fabuła po prostu powiela poprzednie wątki. I może nie byłoby to zarzutem, gdyby Rucka nie przyzwyczaił odbiorców do wyższego poziomu – w momencie, gdy każdy poprzedni tom był wyjątkowy, taka repeta po prostu zawodzi. I od razu wyjaśnię, że nowy Lazarus to nie jest zły komiks, dalej posiada wiele pozytywnych cech poprzedników, tylko takie wytracenie tempa zawodzi oczekiwania. Szczególnie w momencie, gdy seria miała tak długą przerwę i był czas na dopracowanie scenariusza.
Ciemnoniebieski świat
Jak już wspomniałem, przerwa w wydawaniu głównej serii Lazarusa wymuszona była przez Michaela Larka. I warto było na niego czekać. Realistyczna kreska zazwyczaj wypada nudno, aczkolwiek w przypadku tego artysty podobnego zarzutu nie da się postawić. Wszystko pociągnięte jest mocnymi cieniami z tuszu, co świetnie się sprawdza w połączeniu ze stonowanymi kolorami od Santiego Arcasa, Jedyny problem, jaki mam z szóstym tomem, to dziwna decyzja z wysłaniem Forever do fryzjera. I cóż, fryzura na jeża z pewnością ma więcej sensu podczas konfliktu zbrojnego, lecz… nosi ją już inna bohaterka serii – Marisol. W ten sposób obie postaci wyglądają niemal identycznie. Dopiero po chwili zorientowałem się, że śledzę losy nie Forever, a jej mentorki. Ani to czytelne, ani uzasadnione fabularnie.
Wojna nigdy się nie zmienia
Najnowszy Lazarus to komiks, ogólnie rzecz ujmując, dobry, choć na tle poprzedników wypada gorzej. Możliwe, że odbiór kontynuacji byłby inny, gdyby nie długa przerwa, podczas której mój apetyt bardzo urósł. A tu jednak Greg Rucka zaserwował odgrzewanego kotlet. Mam nadzieję, że kolejnych przestojów wydawniczych już nie będzie (choć tempo wydawania nowych numerów w USA jest dość wolne…), a następne tomy w większym stopniu ruszą fabułę do przodu.
Nasza ocena: 6,5/10
Lazarus powrócił z martwych. Do powrotu do formy jeszcze mu trochę brakuje.Fabuła: 5/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa graficzna: 8/10
Wydanie: 7/10