Site icon Ostatnia Tawerna

A jednak Thomas jako ojciec robił to lepiej – recenzja komiksu „Flashpoint. Powrót”

Historię komiksowe z uniwersum DC statystycznie zaliczały więcej sukcesów na kartach komiksowych niż filmowych. Zwłaszcza w ostatnim czasie, wydawnictwo przeżywa pewien renesans, a jego historie, szczególnie ta o Nightwingu zdobywa rzesze fanów. Wynika to z pewnego faktu prowadzenia całkiem przemyślanych fabuł i zgranych kadrów, które nie robią czytelnikowi oczopląsu. Nic więc dziwnego, że włodarze Detective Comics sięgają po bardziej ambitne historie, odkrywają je na nowo.

Niczym „Powrót do Przeszłości”

Geoff Johns twórca wielu sukcesów fabularnych DC wraca i wskrzesza swój genialny pomysł. Poza tym ma wolną drogę w tworzeniu czegoś, co i tak teoretycznie nie istnieje, lub istnieje w innej rzeczywistości (która przetrwała lub nie) na innej Ziemi. Tym razem jednak głównym bohaterem nie jest Flash, a jeden z drugoplanowych bohaterów oryginalnej historii, oraz przy tym jeden z najbrutalniejszych Batmanów – Thomas Wayne.

Po śmierci syna kręgosłup moralny doktora nauk medycznych Thomasa Wayne’a został na tyle naruszony, że ten bez żadnych obaw wymierza sprawiedliwość na złoczyńcach, stając się Punisherem dla postaci ze swojego świata.

O ile naprawdę Flashpoint był zbawienny, aby przyciągnąć nowych fanów i nareperować kilka postaci, w tym Cyborga, to większości nie przypadł do gustu. Jednak warto było powrócić na chwilę do Gotham, gdzie zarówno Thomas Wayne, jego „Alfred” Pingwin, jak i jego nowy Robin współpracujący z komisarz GCPD Sofią Falcone, a także Supermanem i Poison Ivy łączą siły, a problem stanowią… Kryptończycy. I wszystko to wydaje się w pewien sposób współgrać. Choć chyba i tak największą robotę robi ten nowy Batman — będąc bohaterem i złoczyńcą — wyłania się fascynujący antybohater, ale o miękkim sercu.

Lekkie zagmatwanie, ale całkiem dobra historia

W tym wszystkim interesująca jest także historia Marthy Wayne, która po śmierci syna popadła w obłęd i o zgrozo, prawie można ją okrzyknąć przeciwnikiem męża. Geoff Johns doskonale bawi się w tej niestandardowej linii czasowej, powraca do konfliktu Atlantydy z Amazonkami, a przy tym nie wchodzi w mocną interakcję ze sprawcą całego zamieszania – szkarłatnym sprinterem. Podobnie jak wielu recenzentom, tak i mi czasem przeszkadza mocno przegadany styl komiksu, no ale cóż, chyba to z początku potrzebne, żeby zrozumieć co dzieje się w tym świecie

Po raz kolejny dostajemy standardowy komiks z twardą okładką. Może lepsza byłaby miękka? Chociaż jak cała konwencja, w tym ta rysunkowa (duże i rozłożyste plansze) utrzyma jest w stylu Nowe DC Comic, to nie ma co się dziwić. W końcu tak wydawano tę serię u nas.

Nasza ocena: 8,2/10

Prawie zaginiona historia, która dobrze wkomponowałaby się w serie Nowe DC Comics!

Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 9/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 7/10
Exit mobile version