Powrót do recenzowania po tak długim czasie był dla mnie dość trudny. Raz, że nie miałem totalnie pomysłu, co wziąć na warsztat, a dwa – po prostu odwykłem od pisania. Premiera książki Deman Artura Urbanowicza załatwiła pierwszy problem, a czytanie jej – drugi. Także, nie przedłużając, zaczynamy!
Komiksowa powieść czy powieściowy komiks?
Czym zatem jest Deman? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. W znalezieniu jej nie pomaga nawet krótki rys fabularny. Na okładce możemy przeczytać, że książka opowiada perypetie młodego księdza, Doriana, który w wyniku tragicznego w skutkach egzorcyzmu, staje się żywicielem demona. Posiadłszy nadnaturalne moce, rozpoczyna on walkę ze złem. Jednakże ten skrócony opis dotyczy, z grubsza, jednej trzeciej książki, bowiem protagonistów mamy dwóch (lub trzech, jeśli uznać głównego złego). I każdy z głównych bohaterów powieści posiada jakieś moce. Dorian to tytułowy Deman (określony w powieści jako człowiek-demon), drugi z bohaterów, Dawid, to wilkołak, a trzeci, niejaki Zet, jest nazi-zombie (wiem, jak to brzmi, ale to postać stworzona na skutek chorych eksperymentów III Rzeszy). Dopiero takie przedstawienie osób dramatu rysuje coś więcej i pozwala chociaż w przybliżeniu określić, czym Deman jest. A jest to książka superhero. Sam autor zresztą mówi wprost, czym się inspirował i że jest to hołd złożony trykociarzom. A jednak nawet to nie wyjaśnia w stu procentach tego, czym jest ta książka.
Człowiek w skórze demona czy demon w skórze człowieka?
Wobec tego, czym jest Deman? W moim odczuciu jest to komiks. Pozbawiony, co prawda, warstwy graficznej, która została przekuta w bardzo sugestywne opisy, ale nadal komiks. Historia opowiedziana na kartach tej powieści może równie dobrze być przedstawiona za pomocą rysunków. Wydarzenia mają taki rozmach, że aż wypadałoby je narysować. Jednakże autor podjął inną decyzję i zwyczajnie je opisał. I tu dochodzimy do największej bolączki Demana, a mianowicie do warstwy literackiej. Wyraźnie widać, że jakkolwiek warsztat autora jest naprawdę potężny, światotwórstwo najwyższych lotów, a opisy bohaterów niezwykle sugestywne, to autor gdzieś się pogubił. Mariaż komiksu i powieści jest zawsze zagraniem ryzykownym, a jego wynikiem jest zwykle powieść graficzna, ale nie w tym przypadku. Deman jest książką bardzo nierówną. Opisy są wyśmienite, ale tempo akcji gdzieś uleciało. Mamy świetnych bohaterów, ale ich interakcje są drętwe. Próba odmalowania słowem komiksowych obrazów jest bardzo trudna i tutaj wyszło to niestety średnio. Tam, gdzie powinien być dreszczyk emocji jest tylko wzruszenie ramion, czasem uniesienie brwi. Jedyne do czego nie można się przyczepić to jakość wydania. Za książkę odpowiada Vesper, a to klasa sama w sobie. I tyle w temacie.
Podsumowując, Deman to książka średnia. Miała zadatki na coś większego, ale niestety nie udźwignęła pokładanych weń nadziei. Mimo świetnej fabuły i języka cierpi na jakiś taki brak polotu. Brakuje jej tego czegoś. Według mnie to nieudany mariaż powieści z komiksem. Tym bardziej żal, gdyż zapowiadało się naprawdę dobrze.
Nasza ocena: 7,2/10
A chciałoby się więcej i lepiej. Niestety nie wyszło.Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 8/10
Styl: 5/10
Wydanie: 10/10