Site icon Ostatnia Tawerna

5 filmów, które trzeba obejrzeć przed seansem „Thora: Ragnarok“

Thor: Ragnarok bez wątpienia wyróżnia się na tle innych produkcji Marvela oprawą wizualną i klimatem. Reżyser Taika Waititi nie krył swoich kinematograficznych inspiracji, które wpłynęły na ostateczny kształt najnowszej części MCU. Jakie filmy warto obejrzeć przy okazji premiery nowego Thora?

Wielka draka w chińskiej dzielnicy

Odważny, brawurowy i silny, choć może nie najsprytniejszy bohater zostaje wplątany w konflikt sił nadprzyrodzonych – brzmi znajomo? Jack Burton grany przez Kurta Russela stanowił jedną z najistotniejszych inspiracji dla Taiki Waititiego przy kreowaniu postaci Thora w trzeciej odsłonie jego przygód.

Flash Gordon

Waititi od początku podkreślał, jak ważna dla jego pracy nad Ragnarokiem była pstrokata space opera z 1980 roku. W tej kolorowej przygodzie znajdziemy masę kapitalnych elementów, które aż proszą się o zapożyczenie. Mamy tu złowieszczego władcę obcej planety, szlachetnego, ale nieco naiwnego głównego bohatera, przerysowanych kosmitów i kiczowatą scenografię. A do tego Maxa von Sydowa i Timothy’ego Daltona w obsadzie oraz muzykę skomponowaną przez Queen.

Nieśmiertelny

À propos brytyjskiego zespołu, reżyser Thora: Ragnarok nieraz podkreślał w wywiadach, że gdyby Freddie Mercury nadal żył, to jego kapela na pewno otrzymałaby ofertę stworzenia ścieżki dźwiękowej do najnowszej części przygód Asgardczyka. Jeśli chcecie przekonać się, jak piosenki i muzyka autorstwa Queen mogłyby funkcjonować w filmie, to obejrzyjcie historię Connora MacLeoda.


Mortal Kombat

Przaśne kino kopane z połowy lat 90., w którym motywy science fiction mieszają się z fantasy. Fabuła tej produkcji nieraz ustępuje efektownym walkom i humorowi, a całość została wzięte w duży nawias umowności. W dodatku odtwórca roli nieśmiertelnego Connora, Christopher Lambert, występuje w ekranizacji kultowej gry wideo jako… bóg piorunów. Nie sądzę, żeby Taika Waititi inspirował się obrazem Paula W.S. Andersona, ale uważam, że warto przypomnieć sobie ten tytuł przed seansem nowego Thora.

John Carter

Disneyowska adaptacja powieści Edgara Rice’a Burroughsa ze względu na średnie recenzje krytyków okazała się straszliwą klapą finansową. Moim zdaniem niezasłużenie, bo chociaż John Carter nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle podobnych produkcji, to jest całkiem przyzwoitą przygodową historią science fiction. Poza tym wrażenie wtórności wynika w tym przypadku głównie z faktu, że elementy Księżniczki Marsa były przez dekady zapożyczane przez twórców filmowych space oper, z George’em Lucasem na czele.

Lektury dodatkowe:

Exit mobile version