Halloween kojarzone jest obecnie z dobrą zabawą. Jednakże podczas gdy dzieci biegają od drzwi do drzwi prosząc o cukierki (i grożąc psikusami), dorośli lubią porządnie się przestraszyć. Nie ma co ukrywać, specyficzna aura towarzysząca temu świętu sprzyja maratonom z horrorami. A ponieważ w naszej redakcji lubimy się bać, postanowiliśmy przytoczyć wam książki, od których włos jeży się na głowie!
Ocean na końcu drogi (Neil Gaiman)
Poza bezkresem i morskimi potworami nic nie przeraża mnie tak, jak dobrze opisana scena pościgu. Mogłabym w tym miejscu wymienić wiele książek, w których sparaliżowana strachem ofiara próbuje zbiec przed oprawcą. Zdecydowałam się przytoczyć w tym zestawieniu tę konkretną powieść Gaimana (bo przecież na przykład Nigdziebądź też by pasowała), ponieważ jest ona skierowana do młodszych czytelników. Tym bardziej na pochwałę zasługuje fakt, że w trakcie czytania czułam oddech oprawcy na plecach i doświadczyłam niemal że pierwotnego lęku przed potworem, który za moment złapie mnie w swym uścisku. Trzeba przyznać Gaimanowi, że potrafi działać na wyobraźnię swoich odbiorców… – Wiktoria Mierzwińska
Piaseczniki (George R.R. Martin)
Uwaga poniższe zdania są w pewnym stopniu spoilerem.
Piaseczniki to co prawda jedynie opowiadanie, a nie cała książka, niemniej to właśnie one mnie przeraziły. Martin w swoim tekście wykorzystuje kilka elementów wzbudzających lęk. Przede wszystkim mamy do czynienia z organizmem „owadzim”. Wiele osób boi się owadów i innych stawonogów. Do tego autor dodał zagrożenie dla życia i duży niepokój czy wręcz lęk głównego bohatera, który udziela się czytelnikowi. Utwór ten wart jest przeczytania nie tylko dlatego, że potrafi wystraszyć, ale także dlatego, że jest to po prostu fascynująca opowieść. – Marcin Kłak
Dziecko Rosemary (Ira Levin)
Nie pamiętam, co przestraszyło mnie bardziej – książka Iry Levin czy film Romana Polańskiego. Miałam wtedy kilkanaście lat i dopiero odkrywałam mechanizmy strachu. Niemniej jednak powieściowa koncepcja autorki (przetworzona później w filmie) przeraziła mnie do tego stopnia, że musiałam uwzględnić ją w tym zestawieniu.
Dziecko Rosemary to opowieść grozy z 1967 roku. Fabuła jest prosta: młode małżeństwo wprowadza się do nowego mieszkania w Nowym Jorku. Para szybko zaprzyjaźnia się z nowymi sąsiadami i klimatyzuje się w nowym środowisku. Początkowo wszystko układa się zgodnie z oczekiwaniami: Guy dostaje wymarzoną pracę, natomiast Rosemary zachodzi w ciążę. Sielanka nie trwa jednak długo. Bohaterowie muszą zmierzyć się z tajemniczymi przesłankami, które dotyczą miejsca, w którym zamieszkali. Zza ściany dochodzą tajemnicze odgłosy, w niewyjaśnionych okolicznościach umiera znajomy pary, sąsiedzi zaczynają ingerować w życie małżeństwa. Czytelnik czuje, że niedługo wydarzy się coś nieoczekiwanego i… boi się.
Ira Levin stworzyła niezwykłą książkę. Wszystkie wspomniane elementy fabularne składają się w spójną całość, którą wieńczy zaskakujące zakończenie. Dziecko Rosemary jest tu kluczem do rozwiązania zagadki. Żaden fan opowieści grozy nie powinien czuć się poszkodowany. – Ines Załęska
Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści (H.P. Lovecraft)
Utwory Lovecrafta to zupełnie innego typu groza, w tym wypadku śmierć nie jest najgorsza. Bohaterowie jego utworów zawsze przeżywają spotkanie z rzeczami dla nich nie pojętymi, o czym możemy się dowiedzieć już na samym początku opowieści (retrospekcje). Najgorsza jest tu jednak groźba utraty zmysłów. Przerażająca jest świadomość, że świat nadal skrywa mroczne sekrety, których nie będziemy w stanie pojąć swoim rozumem. Właśnie w tym tkwi piękno Lovecrafta aby dotknąć nienazwanego i podążyć ścieżką szaleństwa… – Hubert Heller
W topce Halloweenowej po prostu musi się pojawić co najmniej jeden wpis odnoszący się do twórczości H.P. Lovecrafta. Większość jego opowiadań wywołuje (przynajmniej u mnie) bliżej niezidentyfikowane odczucie, że coś jest wybitnie nie w porządku. Szczególnie zaś „mile” wspominam Kolor z przestworzy wraz z pozoru niewinnym zagadkowym kamykiem z kosmosu i Zgrozę w Dunwich. W tych dwóch wypadkach najwyraźniej zaczęły dochodzić do głosu te czeluście podświadomości, o których chyba nawet wolałabym nie wiedzieć. Być może nie powinnam się za nie brać późnym wieczorem… – Anna Domitrz
Model Pickmana (H.P. Lovecraft)
Uwielbiam klasyczną literaturę grozy pokroju Poego i Lovecrafta, bowiem ciężko jest by w jakikolwiek sposób nadszarpnęły mój komfort psychiczny. Jednak znalazło się opowiadanie, przez które nie mogłem swobodnie przejść z pokoju do ubikacji nocą. Model Pickmana sprawił, że naprawdę poczułem się nieswojo i miałem dość spore kłopoty by w miarę normalnie zasnąć. – Mikołaj Mielczarek
Metro 2033 (Dmitry Glukhovsky)
Wiedziesz sobie człowieku spokojne życie w bieszczadzkiej wsi, rozrywek zbyt wiele tutaj nie ma, sielskie cisza i spokój z czasem przemieniają się w nudę. Wobec tego, ze stosu książek „do przeczytania”, wypada wziąć coś, co zafunduje kilka wieczorów przepełnionych emocjami. Padło na Metro 2033. Słyszałem pochlebne opinie, Glukhovsky to nazwisko nie w kij dmuchał, myślę sobie – będzie fajnie. Zbieg okoliczności chciał, że lektura akurat zbiegła się z „trzecią zmianą”. A trzeba Wam wiedzieć, że trzecia zmiana w życiu farmera z pod sanockiego zadupia, wiąże się z kilkukrotnym wychodzeniem z latarką w ciemną noc, bez względu na pogodę, a dźwięki pól i lasów skąpanych w mroku działają na wyobraźnię bardziej, niż mocno. W takich okolicznościach „zawodowych” przemierzałem wraz z Artemem czeluście metra postapokaliptycznej Moskwy, i co jakiś czas przerywałem czytanie, aby spełnić swoje farmerskie obowiązki. I choć nie jestem z natury szczególnie lękliwy, przyznaję bez bicia, że ciężko jest mi przywołać chwile, kiedy bałem się bardziej. W trakcie samej lektury, w cieple i przy świetle, towarzyszyły mi raczej ciekawość, ekscytacja i lekki „dreszczyk”. Ale kiedy przychodziło zrobić przerwę i odbyć kilkunastominutowy, nocny marsz, z wąskim strumieniem światła i fabułą Metra wciąż świeżą i żywą w głowie – momentami marsz zamieniał się w trucht, a następnie w bieg, byle szybciej wrócić do światła i ciepła. Tak więc jeśli zapytałbyś mnie drogi Czytelniku, co wziąć do ręki, żeby przeżyć realny strach, odpowiem: wyskocz na weekend gdzieś poza miasto, wieczorem przy herbacie zejdź do Metra, a potem wybierz się na nocny spacer przy gwiazdach. Tylko nie mów, że nie ostrzegałem. – Maciej Kochanowski
Desperacja (Stephen King)
Czytałam tę książkę wiele lat temu podczas gdy, jeszcze jako studentka, dorabiałam sprzedając bilety na Taras Widokowy, na warszawskiej Starówce. Historia rodziny uwięzionej przez psychopatycznego policjanta mocno mną wstrząsnęła. Kto jak kto, ale Stephen wie jak oddawać silne emocje, zwłaszcza strach, frustrację i cierpienie. Szczegółowe opisy zachowania napastnika oraz sugestywna deskrypcja reakcji jego ofiar sprawiły, że pochłonęłam lekturę w mniej niż dwie zmiany.
Warto dodać, że książka doczekała się ekranizacji, która nie zrobiła zbyt dużego wrażenia na widzach. Dlatego też jeśli ktoś z Was obejrzał film i zrezygnował z książki niech czym prędzej naprawi ten błąd i sięgnie po nią w ten halloweenowy wieczór, powiadam! – Aleksandra Woźniak
Carrie (Stephen King)
Nigdy nie byłam ogromną fanką literatury grozy, istnieje jednak książka do której mam wyjątkową słabość. Carrie autorstwa Stephena Kinga trafiła w moje ręce zupełnie przypadkowo w czasach późnej podstawówki, kiedy to wydarzeniem literackim sezonu było pojawienie się w kioskach nowego numeru „Bravo Girl”. Moja ignorancja literacka była w tamtym okresie tak wielka, że nazwisko Kinga zupełnie nic mi nie mówiło, a książka, ze względu na niewielką ilość stron, wydawała mi się idealnym rozwiązaniem na leniwy listopadowy wieczór. Historia zaczyna się bardzo niewinnie – poznajemy niezbyt lubianą przez rówieśników nastolatkę, która na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia. Sytuacja ulega diametralnej zmianie, kiedy dziewczyna odkrywa w sobie moce telekinetyczne i decyduje się odpłacić za wszystkie przykrości, jednak robi to w sposób wyjątkowo drastyczny. Mimo że dziś częściej wybieram spokojniejsze pozycje zamiast książek, w których krew płynie wartkimi strumieniami, Carrie zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Co prawda Stephen King straumatyzował mój nastoletni umysł, ale zrobił to w tak znakomitym stylu, że pozostaje mi jedynie polecić książkę osobom, które jeszcze nie miały okazji jej przeczytać. – Paulina Kasińska
Dom z liści (Mark Z. Danielewski)
Dom z Liści autorstwa Marka Z. Danielewskiego jest moim skromnym zdaniem jedną z najbardziej przerażających książek, jakie kiedykolwiek napisano. Z dość standardowego scenariusza horroru (dom okazuje się być większy w środku, co przeczy wszelkiej logice), Danielewski stworzył oszałamiającą opowieść o wielu nierzetelnych narratorach, tajemnicach typograficznych i zapętlających się przypisach, które potrafią wciągnąć czytelnika w fabułę i następnie wzbudzić wątpliwości co do ich własnej interpretacji historii. Można to nazwać dynamiczną narracją zmieniającą się wraz z postępującymi wydarzeniami.
Zbite ze sobą teksty, wciśnięte między nie przypisy odwrócone o 180 stopni lub czasami nawet w lustrzanym odbiciu (!), dzięki którym na własnej skórze możemy poczuć przez co przechodzą bohaterowie i daje do zrozumienia, że książka nie trafi do mniej wytrwałego czytelnika. W szczególności fabuła Relacji Navidsona stanowi świetny horror, budujący niesamowity klimat i napięcie. Reporter wojenny trafia do domu, gdzie znikąd pojawia się przejście prowadzące w głąb mrocznych korytarzy, które w żaden sposób nie mogłyby istnieć wewnątrz tej budowli. Zaintrygowany bohater postanawia bliżej zgłębić tajemnice domu, jednak wkrótce odkrywa, że im dalej się zapuszcza, tym robi się coraz dziwniej. Coraz dłuższe korytarze, więcej zakrętów, pojawiające się olbrzymie sale i zmieniające położenie (czy też kompletnie znikające) drzwi i przejścia. Wkrótce Navidson kompletuje profesjonalną ekipę badaczy, którzy mają za zadanie wejść tak głęboko wewnątrz domu, jak tylko zdołają. Nie będzie raczej dla Was dużym zaskoczeniem, że to nie ma prawa skończyć się dobrze. – Paweł Grzelczyk
Cmętarz zwieżąt (Stephen King)
Jeśli chodzi o straszenie, to wiele osób uważa, że książki nie są na pierwszym miejscu. Przecież oddziałują tylko na naszą wyobraźnię, prawda? Stephen King wybitnie pokazuje jak błędne jest to przekonanie. Kiedy czytałem Cmętarz zwieżąt byłem już dorosłym facetem, ale nie przeszkadzało mi to w odczuwaniu coraz większej grozy wraz z postępem fabuły. Nie będę się wdawał w jej szczegóły, ale pisarz idealnie trafił w moje fobie i strachy. Żadna inna książka „Króla”, ani przedtem, ani potem nie doświadczyła mnie tak bardzo jak Cmętarz… King idealnie stopniuje napięcie wprowadzając czytelnika na kolejne poziomy przerażenia, aż do kulminacji tego klasycznego i wspaniałego w swym przerażeniu horroru. Dlatego przyznam się bez bicia, że książkę czytałem z doskoku – to fragmentu tu, to fragment tam, ponieważ z każdym kolejnym etapem zaczynałem bać się nie na żarty. Gorąco polecam tą pozycję każdemu fanowi książek grozy, a szczególnie tym, którzy uwielbiają, kiedy amerykańska idylla zmienia się w istny koszmar. – Andrzej Wojciechowski
Seria Krąg Ciemności (J.R. Black)
„Krąg ciemności może pojawić się wszędzie. Za drzwiami, które otworzysz. W domu. W szkole. W twoim komputerze. Jest miejscem spotkania codziennego życia z tajemniczą strefą wampirów, wilkołaków i duchów…”
Taki opis znaleźć mogliśmy na każdej książce autorstwa J.R. Blacka z serii Kręgu Ciemności, wydanej w Polsce przez Siedmioróg. Osobiście wypożyczałem je ze szkolnej biblioteki jeszcze w czasach podstawówki. Razem z moim kolegą Damianem co rusz wymienialiśmy się kolejnymi tomami, albo sięgaliśmy po te już przeczytane. Czy te książki przerażały? Nie do końca. Były bardziej przygodowe z lekkim elementem dreszczyku. Opowiadały o dzieciakach spotykającymi się ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Bohaterowie musieli współpracować z potworami i zjawami, aby rozwiązać jakiś problem. Przykładowo w Krzykach w mroku grupa obozowiczów pomaga Wielkiej Stopie w obronie lasu przed jego wycinką. Owszem, nasze monstrum grozi, że jeżeli drwale się nie zatrzymają, to zabije ich wszystkich, ale to tylko wątek dramaturgiczny, który nie jest jakoś bardzo przerażający. Książki ogólnie prezentowały się jak seriale dla młodzieży typu Czy boisz się ciemności? albo Gęsiaskórka. Pojawiały się w nich takie postaci jak wymienione już duchy i wampiry, ale mieliśmy też do czynienia z zombie czy mumiami. Najbardziej straszyły, a przy okazji i przyciągały okładkami. Zwłaszcza Dom żywych trupów i Lato mulistych potworów miały obrazki na tyle intrygujące, że razem z kumplem zdecydowaliśmy się sięgnąć po tę serię. Uważam też, że Krąg Ciemności idealnie pasuje do tematu Halloween i polecam każdemu. – Piotr Markiewicz
Saga Zmierzch (Stephenie Meyer)
Tak przerażająco słabe!
Do dzisiaj nie jestem wstanie zrozumieć fenomenu sagi o słodkich wampirkach. Zmierzch jest tak przerażająco słabą „książką”, że musiała się znaleźć w tym zestawieniu. Słabo napisane postacie, fabuła jest tak infantylna, jak tylko może i ten niezwykły obraz wampirów, które się błyszczą w słońcu… Do tego otrzymaliśmy fenomenalnie słabe filmy. Nie dotykajcie tego, bo szkody względem psychiki są nieodwracalne!! – Mateusz Zelek
Bazyliszek (G. Masterton)
Jak nowoczesnych horrorów nie czytam, to za tą pozycję zabrałem się nad wyraz chętnie. Nawiązanie do jednej z najciekawszych polskich legend stanowiło nie lada gratkę. Jakkolwiek sama książka okazała się raczej miałka, to do dziś pamiętam strach związany z tytułowym potworem. Atmosfera towarzysząca tej hybrydzie sprawiła, że naprawdę bałem się zasnąć. – Mikołaj Mielczarek