Nowa produkcja telewizji Sky kusi widza historią miłosną, której głównym atutem jest osadzenie jej w fantastycznym świecie. Choć motyw ten znany nie od dziś, nie jest on szczególnie często wykorzystywany w filmach i serialach. Do seansu podszedłem więc zaciekawiony, ale i z pewną rezerwą.
Doskonale wiemy przecież, że nawet najbardziej intrygujący pomysł może zakończyć się spektakularną klapą. Natomiast hasło „wampiry z problemami sercowymi” oczywiście, wywołuje pozytywne skojarzenia w postaci klasycznego Draculi w adaptacji Francisa Forda Coppoli, czy też bardzo nietuzinkowego Tylko kochankowie przeżyją Jima Jarmuscha. Z drugiej strony, zapala się jednak w głowie czerwona lampka w postaci Sagi Zmierzch pióra Stephenie Meyer. Cóż, Księga czarownic zdecydowanie nie zasługuje na postawienie obok tej serii, a to już zdecydowanie plus. Czy jednak, aby na pewno jest to produkcja udana? Na to pytanie odpowiedź już nie jest taka oczywista.
Wiedźma w cywilu
Historia w serialu kręci się wokół czarownicy, Diany Bishop. Z pewnych powodów odrzuciła ona magię i toczy bardziej przyziemne życie. Nie znaczy to jednak, że jest jednostką przeciętną, a wręcz przeciwnie. Bohaterka to pasjonatka nauk humanistycznych, rozwijająca karierę jako najmłodsza doktor na Oxfordzie. Wolne chwile za to spędza aktywnie: tu bieganie, tam wiosłowanie, a do tego spotkania z przyjaciółką. Naturalnie, by zainteresować widza, w sielankowym życiu Diana musi nastąpić nagły zwrot, zmuszający ją do zaakceptowania swoich nadprzyrodzonych zdolności. Nic więc dziwnego, że już w pierwszym odcinku wplątuje się w intrygę związaną z mistycznym manuskryptem, który od dawna stanowi obiekt zainteresowania nie tylko czarownic, ale i demonów oraz wampirów. Nie trzeba chyba mówić, że poszczególne frakcje nie utrzymują ze sobą zbyt dobrych stosunków.
Na domiar złego, protagonistka i tajemniczy wampir Matthew Clairmont wpadają sobie w oko mimo stania po dwóch stronach barykady. Od tej pory fabuła pędzi na złamanie karku i po prostu nie sposób się nudzić. Każdy z trwających około 40 minut odcinków, pochłania się z zainteresowaniem, nie zdając sobie sprawy, kiedy właściwie ten czas minął. Na pewno jest to w dużej części zasługa ciekawie wykreowanego świata. Poznawanie sposobu funkcjonowania i hierarchii poszczególnych ras, ma w sobie coś przyciągającego. Brawa należą się za pomysł na przedstawienie wampirów. W końcu zrezygnowano z obowiązkowego, charakterystycznego do przesady uzębienia. Mimo tego, krwiopijcy ewidentnie wyróżniają się na tle reszty postaci i pozostają istotami niebezpiecznymi, wręcz roztaczającymi wokół siebie aurę mroku.
Już na początku pojawia się jednak pewien zgrzyt, który nie opuści widza aż do końca. Księga czarownic sponsorowana jest przez hasło „przewidywalność”. Aż nie chce się wierzyć, że historia osadzona w tak intrygującym świecie, wydaje się odhaczać z listy wszystkie możliwe klisze związane ze zwrotami akcji i rozwijaniem postaci. Wielka szkoda, bo naprawdę tkwił potencjał na ukazanie czegoś świeżego i kreatywnego w temacie, zwłaszcza gdy wątek romantyczny zaczął się coraz bardziej zazębiać z walką o manuskrypt. Największy niesmak budzi jednak zakończenie. Finał kończy się klasycznie bezczelnym cliffhangerem mającym przyciągnąć widza do kolejnego sezonu.
Tylko gdzie tu charakter…
Paradoksalnie największy problem stanowi główna bohaterka. Diana nijak nie potrafi zainteresować widza, a tłumaczenie przeszłości za pomocą retrospekcji w ogóle nie działa. Kreowany na początku wizerunek szeroko uzdolnionej i błyskotliwej osoby (na dodatek z kryjącą się wewnątrz wielką mocą) kompletnie się rozmywa, kiedy z czasem zaczyna się zachowywać infantylnie, niczym postać z przeciętnej teen dramy. Nie jest to wina grającej ją Teresy Palmer, która zdaje się robić naprawdę dobrą robotę, a po prostu przeciętnego scenariusza. Większość bohaterów drugoplanowych także nie robi bowiem najlepszego wrażenia. Mimo to część z nich, a w szczególności antagoniści, przykuwają uwagę dużo bardziej niż doktor Bishop.
Natomiast na tle tej całej przeciętności, błyszczy wręcz Matthew (Matthew Goode). Kilkusetletni wampir mówiący z charakterystyczną manierą jest najbardziej niejednoznaczny z całej obsady i to właśnie działa na jego korzyść. Pozornie pełen spokoju, obdarzony czarującym spojrzeniem, kryje w sobie niepohamowaną dzikość. Nawet po rozwinięciu swojej relacji z Dianą, wciąż gdzieś czyha mroczna strona charakteru Clairmonta. I to właśnie ta wybuchowość i brutalność mogą okazać się w późniejszych seriach (Sky już zamówiło dwie kolejne) znaczącą przeszkodą ku szczęśliwemu życiu kochanków.
Magiczna Europa
Bardzo miło mnie za to zaskoczyło jak dobrze produkcja ma się pod względem technicznym. Szczególnie bałem się o efekty specjalne, gdyż te często w serialach fantasy z mniejszym budżetem, wyglądają dość… pociesznie. Jak się okazało, niesłusznie. Scen z udziałem CGI nie znajdziemy zbyt wiele, ale gdy już się pojawiają ich realizacja trzyma naprawdę niezły poziom. Zresztą cały serial jest bardzo przyjemny dla oka, nie tylko dzięki umiejętnej operatorce, lecz przede wszystkim za sprawą dopracowanej scenografii. Świetnym pomysłem było osadzenie akcji z dala od miejskiego zgiełku. Zabytkowy Oxford i Wenecja, szkockie wzgórza czy opuszczony zamek położony gdzieś w wyludnionym regionie Francji, zapewniają serialowi różnorodność.
Co jednak najważniejsze, wszystkie miejsca poprzez naznaczenie wiekiem, kryją w sobie swoistą fantastyczność i rewelacyjnie wpasowują się w klimat. Oprawa dźwiękowa nie odbiega od solidnego standardu. Wszystkie efekty związane z magią brzmią jak należy. Muzyka za to w dość skromny sposób, po prostu zaznacza swoją obecność, kiedy trzeba, nie próbując przy tym tworzyć bardziej charakterystycznych motywów.
Kraina kontrastów
W ostatecznym rozrachunku Księga czarownic pozostaje dość nierównym serialem. Sztampowa fabuła i nieciekawa bohaterka to główne i istotne problemu. Nie sposób nie docenić jednak klimatycznej oprawy, współgrającej z ciekawie przedstawionym światem i jego konfliktami. Oczywiście boli mnie niewykorzystanie w pełni sporego potencjału jaki siedział w historii. Mimo tego, pewnie sięgnę po drugi sezon, by dać twórcom jeszcze jedną szansę. W końcu oglądanie dało mi pewną przyjemność i nie uważam tego czasu za stracony.
Ciężko mi natomiast polecić komuś tą pozycję. Jesienna ramówka telewizyjno-streamingowa jest wystarczająco obfita, by historię Diany i Matthew odłożyć na później. Chyba, że kochacie fantasy oraz motywy związane z czarownicami i wampirami. W takim wypadku, pewnie jednak macie już seans za sobą.
Nasza ocena: 6,5/10
Choć serial ma spore problemy, pozwala spędzić przyjemnie wieczór. Nic specjalnego, ale raczej nie będziecie żałować obejrzenia.Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa wizualna: 8/10
Oprawa dźwiękowa: 6/10